Tułacza śmierć
Zwłoki 15-latka z Zabrza przejechały ponad tysiąc kilometrów - odnaleziono je w okolicach Dortmundu. Kompani, z którymi kradł węgiel, uciekli nie sprawdzając, czy chłopiec żyje.
24.06.2003 10:12
Niemiecka Westfalia jest zszokowana. Na usypisku węgla nieopodal Dortmundu znaleziono zwłoki chłopca. Po naszywkach na ubraniu policja niemiecka wydedukowała, że to Polak. "DZ" sprawdził, kim jest ofiara. Wszystko wskazuje na to, że to 15-letni Krzysztof A. z Zabrza, poszukiwany również na naszych łamach.
Wczoraj do redakcji zadzwonili nasi Czytelnicy z Niemiec z informacją o makabrycznym znalezisku. Na hałdach węgla wysypanego z wagonów leżały zwłoki dziecka. Prawdopodobnie przyjechały ze Śląska. Zadzwoniliśmy do Niemiec.
- Tę szokującą wiadomość podała gazeta "Westdeutsche Algemeine Zeitung" - opowiada Maria Magiera-Dobielewska, farmaceutka rodem z Katowic, żyjąca dziś w Niemczech. - Zwłoki leżały na usypisku węgla, czerpanego przez elektrownię RWE. Gazeta spekulowała, że to zwłoki młodego Niemca. Dopiero w drugiej informacji ujawniono, że ubranie chłopca ma polskie naszywki, a węgiel przyjechał z kopalni "Makoszowy".
Jak ciało chłopca mogło znaleźć się w wagonie z węglem? Kto i dlaczego je tam wrzucił? Gdzie i kiedy doszło do śmierci dziecka, którego ciało przejechało ponad tysiąc kilometrów w wagonie z węglem? Skontaktowaliśmy się z kopalnią "Makoszowy". Inż. Zenon Wróbel, szef działu zbytu, potwierdza, że węgiel z jego zakładu wędruje także do Nadrenii Północnej-Westfalii.
- My tylko nadajemy węgiel na PKP - powiedział Wróbel. Sprawę zna Komenda Główna Policji. To do niej zgłosiła się niemiecka policja kryminalna. Ostatecznie sprawa trafiła do Komendy Miejskiej Policji w Zabrzu.
- Na podstawie ubioru wytypowaliśmy, kim może być znaleziony w Niemczech chłopiec - relacjonuje mł. insp. Ryszard Wloka, zastępca komendanta policji w Zabrzu. - Był to 15-latek poszukiwany przez nas od 16 kwietnia tego roku, kiedy jego zaginięcie zgłosiła rodzina.
Jednak więcej informacji przyniosło zeznanie dorosłego zabrzanina, którego ruszyło sumienie. Okazało się, że wraz z Krzysztofem A. oraz drugim nieletnim chłopcem kradli ze składu kolejowego węgiel. Krzysztof, mierzący sporo jak na swój wiek, bo 170 cm, wskoczył na górę wagonu. Stamtąd miał zgarniać ładunek w dół, do czekających na urobek kompanów. Nagle poraził go prąd i prawdopodobnie runął do wnętrza wagonu. Czy to była iskra przeskakująca z trakcji elektrycznej, czy zawadził o nią łopatą - trudno dziś dociec.
- Trudno też dziś powiedzieć, czy porażony prądem chłopiec jeszcze żył, kiedy przestraszeni kompani uciekli, a pociąg odjechał w siną dal - mówi insp. Wloka.
Rodzina poszukiwała Krzysztofa od dwóch miesięcy. Anons o jego zaginięciu znalazł się także w "Dzienniku Zachodnim". W tym czasie ciało chłopca przemieszczało się wraz z przetaczanymi po zwrotnicach wagonami - aż do Niemiec. Jego fotografia wykonana przed laty do dziś widnieje wśród innych zaginionych, poszukiwanych przez policję. Usunąć zdjęcie może dopiero wynik śledztwa - na prośbę niemieckiej policji matka Krzysztofa zgodziła się na pobranie materiału DNA do porównań. Geny ostatecznie potwierdzą tożsamość chłopca i pozwolą na przywiezienie ciała do rodzinnego miasta z tysiąckilometrowej tułaczki.
Beata Sypuła