Tragedia łódzkich rikszarzy
Tragicznie zakończyła się wyprawa łódzkich rikszarzy dookoła Polski, która miała im zapewnić udane wakacje i wpis do Księgi Rekordów Guinnessa. W środę o godz. 23.35 na obwodnicy Siedlec uderzył w nich rozpędzony volkswagen golf. Na miejscu zginął Adam Baraniecki, a Tomasz Żeberek i jego pasażer, 13-letni Krzysztof Wiśniewski, w ciężkim stanie trafili do szpitala.
Rodzice chłopca Bogdan i Katarzyna Wiśniewscy są w szoku. Tylko oni z wypadku wyszli bez obrażeń. Dramat rozegrał się na wiadukcie kolejowym między miejscowościami Białki i Ujrzanów na obwodnicy Siedlec. Rozpędzony osobowy volkswagen golf 3 z rejestracją bialską wjechał od tyłu w kolumnę rikszarzy.
- To były ułamki sekund - opowiada roztrzęsiona Katarzyna Wiśniewska. - Ja i mąż jechaliśmy z przodu, jako pierwsi. Usłyszałam tylko brzęk balustrady z boku. Tam był Adam, który jechał na końcu, bo wiózł bagaże. Nie miał szans... A przecież chwilę wcześniej mijał nas autobus i ciężarówka, więc musieliśmy być widoczni dla wszystkich. Mieliśmy dobre światła i z przodu, i z tyłu.
Tuż przed Adamem pedałował Tomek Żeberek. Krzyś Wiśniewski spał w jego rikszy. Pod wpływem uderzenia 13-letni chłopiec bezwładnie wyleciał za barierkę przy poboczu drogi. - Dobrze, że syn tego wszystkiego nie widział - płacze pani Katarzyna. - Ma połamane żebra i głęboką ranę nogi. Leży na OIOM-ie. Odzyskał przytomność i teraz śpi.
32-letni Tomasz Żeberek także odniósł liczne obrażenia - w tym głowy - ma złamaną kość skroniową. Wczoraj odzyskał już przytomność. Przebywa na oddziale chirurgicznym. - Nie ma zagrożenia życia - mówi chirurg Stanisław Mazur. - Pacjent musiał mieć jednak amputowany drugi i trzeci palec lewej stopy. Nie ma więcej złamań, ale liczne potłuczenia. Pozostaje na obserwacji.
- Choć ze względu na ciężki stan zdrowia syna nie przesłuchiwaliśmy wczoraj państwa Wiśniewskich, ustaliliśmy, że ewidentnie winę za wypadek ponosi kierowca golfa - mówi st. post. Beata Borkowska, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Siedlcach. - Riksze poruszały się po utwardzonym poboczu drogi, były dobrze oświetlone. Nie naruszyły żadnych przepisów ruchu drogowego.
Nie wiadomo, dlaczego sprawca wjechał w kolumnę. Nie ustalono jeszcze, jaką prędkość rozwinął, czy zasnął, czy z innych powodów stracił panowanie nad kierownicą. Na pewno był trzeźwy. Ma 26 lat. W aucie był sam. Nic mu się nie stało. Przebywa w domu.
- Chciał uciekać z miejsca zdarzenia - dodaje Beata Borkowska. - Przejechał ok. 200 metrów, kiedy nastąpiła awaria samochodu. - Musiał pędzić szybko, pewnie nie zauważył rikszarzy - przypuszcza Janusz Mazurek, fotoreporter z Siedlec, obecny na miejscu w chwilę po wypadku. - Po kilku minutach nadeszła pomoc - dwie "erki", policja. Nie było jednak szans na uratowanie chłopaka.
Dwie łódzkie riksze zostały kompletnie zniszczone. Policja zabezpieczyła je na swoim parkingu. Wczoraj państwo Wiśniewscy zdecydowali się wracać do Łodzi. Ich syn pozostał pod opieką szpitala. Byli kompletnie zdruzgotani.
Rikszarze chcieli pokonać w sumie 2,5 tys. kilometrów. W Polskę ruszyli z ul. Piotrkowskiej 4 sierpnia. Adam Baraniecki w ostatniej chwili zdecydował się na podróż. Spakował tylko niezbędne rzeczy, wsiadł na rikszę i dołączył do przyjaciół - Bogdana Wiśniewskiego z rodziną i Tomasza Żeberka. Przejechali trasę do Katowic i przez Tarnowskie Góry oraz Opole dotarli do Wrocławia. Odwiedzili Zieloną Górę, Gorzów Wielkopolski, Koszalin, Trójmiasto, Słupsk, Chałupy, Elbląg. Wczoraj rano chcieli być w Lublinie, by stamtąd prosto wracać przez Warszawę do Łodzi...
Na znak żałoby rikszarze w Łodzi przytroczyli wczoraj do swoich wózków czarne wstążki.
Magdalena Jach