Tombakowa wolność
Świat pracy to dżungla - przekonuje Ken Loach. O najnowszym filmie brytyjskiego reżysera czytamy w Przekroju.
Opowieści o polskich robotnikach wykorzystywanych za granicą to żadna nowość. Ken Loach w wyśmienitym i wielowymiarowym filmie patrzy na ten problem z mniej oczywistej strony. Pokazuje, że ludzie, którzy dają emigrantom źle płatną i ciężką robotę, wcale nie muszą być potworami. Angie sama była wykorzystywana przez kolejne firmy, ma ponad 30 lat, syna i spore długi na kartach kredytowych. Zakłada firmę pośrednictwa pracy, bo zna ten rynek, jest ambitna, pracowita, więc szybko zaczyna zarabiać, ale jeszcze szybciej traci skrupuły.
Zalega emigrantom z zapłatą, daje zbyt ciężką robotę. Loach nie ocenia jej poczynań, skupia się na pokazaniu świata, gdzie bezduszne zachowania są dozwolone, a wręcz pożądane, bo dzięki nim zbija się kasę i odnosi sukces. W dosłownym tłumaczeniu tytuł filmu brzmi „To wolny świat…”, a reżyser dowodzi, że wolność nie zwalnia od odpowiedzialności. I że można się nią udławić.
Ola Salwa
+++++ „Polak potrzebny od zaraz”, reż. Ken Loach, Wlk. Brytania/Włochy/Hiszpania/Niemcy/Polska 2007, SPI, 96’, premiera 7 marca
Mówi Paul Laverty, scenarzysta filmu „Polak potrzebny od zaraz”
– Moja matka też wyjechała za pracą z Irlandii do Szkocji. Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak ciężko jest opuścić własny dom, mieszkać samemu, bez rodziny, szczególnie jeśli nie zna się języka. Co ciekawe, imigranci często mają niesamowitą ambicję i inicjatywę. Poza tym poprawiają standard życia obywateli Zachodu. To oni opiekują się dziećmi, emerytami, dbają o ich domy, pracują w służbach medycznych, w szpitalach. Mimo to często obciążamy ich winą za wiele problemów, co świadczy o ogromnej hipokryzji zachodnich rządów, prawicowych polityków, którzy winią imigrantów, a jednocześnie chcą taniej siły roboczej. Przykładem niech będą ostatnie wydarzenia tu, gdzie rozmawiamy, w Madrycie. Prawica twierdzi, że przez imigrantów padnie służba zdrowia, bo do Hiszpanii przyjeżdżają chore na raka piersi Wenezuelki, robią sobie prześwietlenia, przez co zużywają nasze zasoby. To pokazuje, jakimi jesteśmy hipokrytami: cieszymy się, że imigranci mogą się opiekować naszymi dziećmi lub starcami, ale im samym nie wolno
zachorować. Tymczasem ekonomiści twierdzą, że gdyby nie praca imigrantów, nie byłoby wzrostu gospodarczego, podatki musiałyby wzrosnąć, czego nikt nie chce.