To jest skandal
Żeby móc ruszyć na ratunek, szczecińscy
ratownicy WOPR musieli w sobotę kupić paliwo do motorówek za
własne pieniądze - pisze "Głos Szczeciński".
To, co stało się w weekend, to efekt decyzji szczecińskich radnych, którzy w tym roku nie przyznali WOPR-owi dotacji potrzebnej na utrzymanie patroli na Odrze i Jeziorze Dąbie. Chodziło o 150 tys. zł. Co gorsza, gdyby nie prywatne pieniądze ochotników, nie byłoby paliwa na przeprowadzenia akcji ratunkowych. Takich jak na przykład w sobotę - czytamy w dzienniku.
Burza, która rozpętała się nad Szczecinem, spowodowała na jeziorze Dąbie cztery wypadki. Jachty przewracały się, jeden został wyrzucony w trzciny. Wezwany na pomoc WOPR uratował z opresji w sumie siedem osób, w tym jednego turystę z Niemiec. W czasie akcji ratunkowej woprowcy zużyli 160 litrów paliwa. Resztkę, którą jeszcze posiadali - podaje "Głos Szczeciński".
Nie było wyjścia, 60 litrów paliwa na niedzielny patrol kupiłem już za własne pieniądze - mówi Jerzy Szwarc, wiceprezes wojewódzkiego Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. WOPR musiał wyruszyć na wodę, bo tradycyjnie trzeba było przegonić z rzeki w okolicach Gocławia i Skolwina dzieci, które kąpią się w Odrze - podkreśla gazeta.
Prewencyjna akcja pochłonęła 50 litrów paliwa. Kiedy w niedzielne popołudnie "Głos Szczeciński" skontaktował się z WOPR-em, ratownicy mieli symboliczne 10 litrów paliwa. I jedną zatankowaną łódź, którą zostawiamy na czarną godzinę - mówi dziennikowi Jerzy Szwarc. O patrolach nie ma już jednak mowy. Cała sprawa ociera się według woprowców o skandal.
25 procent powierzchni Szczecina to woda, która powinna być patrolowana przez ratowników, tak jak ulice przez policję - mówi Jerzy Szwarc. Według woprowców, brak troski o bezpieczeństwo na wodzie odbije się czkawką. Nie trzeba tragedii - podkreśla Jerzy Szwarc. Wystarczy, że do niemieckich turystów dotrą wieści, że w okolicach Szczecina nie mają co liczyć na pomoc. Żaden do nas nie przypłynie - ostrzega wiceprezes wojewódzkiego WOPR-u w "Głosie Szczecińskim". (PAP)