Tajemnica sekretu mnicha
Gdy spojrzymy na słoiczek z wieczkiem przewiązanym płótnem, opatrzonym znakiem benedyktynów, wyobrażamy sobie jak mnisi cierpliwie doglądają pszczół w klasztornej pasiece, jak wybierają z nich woskowe plastry i wyciskają miód. Dokładnie jak sto czy trzysta lat temu. Nic z tego - inspektorzy stwierdzili, że niektóre produkty, w tym miód, zostały wyprodukowane przy użyciu zmechanizowanych linii, a nie według tradycyjnych receptur!
Kupując Produkty Benedyktyńskie jesteśmy przekonani, że są one wytwarzane na podstawie tradycyjnych receptur. Tak zapewniają konsumentów Benedyktyni Tynieccy opatrując produkty etykietami. Jest na nich logo benedyktynów, widać mnicha na tle ziół i opactwa w Tyńcu. O wyjątkowości przekonuje wygląd słoiczka. Etykieta, wieczko przewiązane płótnem i karteczka potwierdzająca jakość produktu. Tymczasem rzeczywistość okazuje się zupełnie inna.
Kontrole przeprowadzona przez Wojewódzki Inspektorat Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych udowodniły, że niektóre produkty, w tym miód, nie zostały wyprodukowane według tradycyjnych receptur. Miód jest prawdziwy, tyle że nie zrobili go mnisi. Jak wyjaśnił nam Władysław Bojarski, zastępca dyrektora WIJHARS, po przeprowadzeniu kontroli w kilku zakładach, które miały podpisaną umowę z jednostką gospodarczą benedyktynów, okazało się, że produkty były produkowane przy użyciu zmechanizowanych linii technologicznych według powszechnie stosowanych metod.
- Właściciele trzech jednostek oświadczyli, że wytwarzanie Produktów Benedyktyńskich odbywa się w tych samych warunkach i na podstawie takich samych receptur jak pozostałe produkty nie opatrzonych benedyktyńskim logo. Dotyczyło to miodu, wafli andrutów oraz fasoli białej i kaszy jęczmiennej - mówi dyr, Bojarski.
Zapytaliśmy o komentarz Opactwo Benedyktyńskie. Ale mimo licznych telefonów i maili z prośbą o rozmowę, odmówiono nam wyjaśnień. WIJHARS nałożył na producenta miodu karę pieniężną, a do jednostki gospodarczej w Tyńcu skierował pismo m.in o obowiązku poprawnego i wyczerpującego oznakowania środka spożywczego.
– Miód, który wzięliśmy do przebadania był nieprawidłowo oznakowany. Nie było na etykiecie informacji, skąd pochodzi miód i gdzie ten miód był pozyskiwany – mówi Danuta Pocztowska starszy inspektor woj. inspektoratu Inspekcji Handlowej w Krakowie. – Ponadto po badaniach laboratoryjnych okazało się, że miał on zawyżoną zawartość sacharozy, co może świadczyć o tym, że pszczoły mogły być dodatkowo dokarmiane syropem z cukru i wody.
Polecamy w wydaniu internetowym Fakt.pl: Masakra w wieżowcu. Dwaj mężczyźni nie żyją