PolskaSzkoła bicia

Szkoła bicia

Gimnazjalista kopnął w ramię nauczycielkę angielskiego. Bo zwróciła mu uwagę. Potem jeszcze ją wyzwał. Wszystko to działo się podczas przerwy w lekcjach w Gimnazjum nr 5 na Oruni.

Szkoła bicia
Źródło zdjęć: © Dziennik Bałtycki | Robert Kwiatek

21.01.2004 | aktual.: 21.01.2004 08:58

- To nie jest problem tylko naszej szkoły - tłumaczy dyrektorka gimnazjum, Jolanta Błaszczak. - Orunia nie jest najbezpieczniejszym miejscem w Gdańsku i można powiedzieć, że w porównaniu z innymi szkołami w rejonie, u nas jest spokojnie.

Do zdarzenia doszło kilka dni temu. 16-letni uczeń trzeciej klasy Marcin M. bił się z kolegą na korytarzu. Zauważyła to nauczycielka angielskiego (nie zgodziła się na ujawnienie nazwiska). Kiedy zapytała o co chodzi, Marcin kopnął ją w ramię. Nie chciał jej przeprosić, ani powiedzieć, z której jest klasy, wulgarnie wyzywał kobietę. Nauczycielka postanowiła zgłosić sprawę policji.

- Poprosiłam o interwencję, aby przemówić temu chłopakowi do rozumu. Powinien nabrać szacunku do nauczycieli. Nie myślałam o tym, aby sprawą zajmował się sąd - mówi anglistka. Sąd rodzinny jednak rozpatrzy sprawę Marcina. Policja przedstawiła chłopakowi zarzut naruszenia nietykalności osobistej nauczycielki.

- Chyba źle to rozwiązaliśmy. Powinno się to załatwić pedagogicznie - przyznaje teraz dyrektor Błaszczak. W "piątce" tymczasem dzieją się dantejskie sceny. Reporterzy "Dziennika" widzieli wczoraj, jak uczniowie wyzywali tę samą nauczycielkę i rzucali w nią śnieżkami. Waldemar Ulanowski

Niektórzy uczniowie Gimnazjum nr 5 w Gdańsku nie różnią się wiele od młodych ludzi z Technikum Budowlanego w Toruniu, których niedawno skazano za znęcanie się nad nauczycielem. Dyrekcja szkoły nie radzi sobie z nimi, a kuratorium... nic o sprawie nie wie. To, co dzieje się w tej szkole, może przerazić. Uczniowie rzucają śnieżkami w autobusy, przeklinają na cały głos, wyzywają przechodniów.

W pewnym momencie wychodzi do nich nauczycielka angielskiego. - Paweł i reszta, uspokójcie się! - krzyczy. Uczniowie śmieją się jej w twarz i przezywają. Nauczycielka chowa się za drzwiami. Po chwili pada na nie grad śnieżek. Wszystko dzieje się na naszych oczach. Zwracamy im uwagę. Mówią, że mają to w d...

Do zdarzenia z udziałem Marcina M., ucznia trzeciej klasy, doszło 14 stycznia. Cztery dni później nauczycielka powiadomiła o wszystkim policję. Dlaczego tak późno? Nie wiadomo. - Otrzymywaliśmy sygnały z tej szkoły o niepoprawnym zachowaniu Marcina M. Funkcjonariusze jeździli tam w tej sprawie i rozmawiali wychowawczo. Innych kroków nie mogliśmy podjąć - mówi Marta Grzegorowska, rzecznik gdańskiej policji.

Nauczycielka opowiedziała policjantom o zdarzeniu i zgodziła się na ściganie chłopaka z prywatnego oskarżenia. Wczoraj powiedziała nam, że nie o to jej chodziło, ponieważ chciała tylko "przywołać Marcina do porządku". - Sprawa jednak trafi do sądu - mówimy. - Nie wiem. Muszę jeszcze raz pójść na policję i sprawdzić, jak to wygląda - wyjaśnia anglistka. - Ta pani jest za młoda. Nie ma żadnego doświadczenia z uczniami. Inaczej powinna sprawę załatwić - twierdzi dyrektorka. Nie mówi jednak, jak zapanować nad chuliganem.

Marcin M. jest niebezpieczny. Ponad rok temu miał sprawę o brutalne pobicie kolegi ze szkoły. Sąd przydzielił mu kuratora, jego matkę. Kobieta miała stawiać się w sądzie i relacjonować zachowanie syna. - Marcin wychowywany jest bez ojca, więc może stąd ta jego złość - zastanawia się jedna z nauczycielek gimnazjum.

Chłopak źle się uczy, opuszcza lekcje. Podczas przesłuchania przez policję dumnie wyznał, że nie chce składać wyjaśnień, bo takie mu przysługuje prawo. Poza tym przyznał, że kopnął nauczycielkę. Dyrektorce powiedział, że nie przeprosił, ponieważ nie mógł zastać anglistki. Wczoraj dyrektorka szkoły nie potrafiła nam powiedzieć, jaki los spotka Marcina M.

Waldemar Ulanowski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)