Szczury w natarciu
Anna Selke, mieszkanka ul. Śląskiej w Gdyni przez ponad godzinę nie mogła wejść do własnego mieszkania. Tuż za drzwiami klatki schodowej stał ogromny szczur, który nie wpuszczał nikogo do budynku.
08.06.2005 | aktual.: 08.06.2005 08:57
- To był jakiś koszmar! Wracałam z dziećmi do domu ze spaceru, otworzyłam drzwi na klatkę schodową i wpuściłam przed sobą czteroletniego synka. Nagle dzieciak zaczął krzyczeć! Po klatce schodowej biegał ogromny szczur! - denerwuje się pani Anna. - Wyciągnęłam synka na zewnątrz i zatrzasnęłam drzwi, prosiłam przechodzących mężczyzn żeby pomogli mi zwierzę odpędzić. Nikt jakoś nie miał czasu. W końcu jeden młody pan otworzył drzwi na klatkę, próbował go przegonić plecakiem. Ten szczur się na niego rzucił!
Zadzwoniłam na 112. Zanim przyjechała straż miejska pomogła mi gryzonia przegonić sąsiadka. Ale tak przecież nie może być, żeby w centrum miasta nie można było dostać się do własnego domu! Pani Anna boi się wyjść na klatkę schodową, widziała jak szczur uciekł do piwnicy budynku.
- Interweniowałam już w sanepidzie i Urzędzie Miasta. Odesłano mnie do zarządcy nieruchomości. Ten z kolei powiedział, że ,pan od deratyzacji jest na urlopie" i nie wiadomo kiedy wróci - skarży się Anna Selke. - Już jest po sprawie - twierdzi spokojnie Tomasz Głaśnic, współwłaściciel firmy zarządzającej budynkiem przy ul. Śląskiej 44. - Deratyzacja została przeprowadzona natychmiast po zgłoszeniu. W piwnicy została wysypana trutka. Co trzy dni pracownicy firmy tępiącej szczury będą wracać i sprawdzać czy zwierzęta padły. W razie potrzeby wysypią więcej trucizny.
Agata Grzegorczyk