Trwa ładowanie...
02-01-2008 09:39

Sygnał spod lawiny

Polskie góry nie są największe w Europie, ale zagrożenie lawinowe jest takie same jak w Alpach czy Pirenejach. Masy śniegu, pędzące nawet 150 km/godz., nie dają wielu szans.

Sygnał spod lawinyŹródło: Jupiterimages
d3u5yab
d3u5yab

Najgłośniejszy i bez wątpienia najpoważniejszy w ostatnich latach wypadek w polskich Tatrach odnotowano w styczniu 2003 r., kiedy to pod lawiną zginęło 8 uczestników szkolnej wycieczki. Jego przyczyną, według ustaleń sądu, było zignorowanie komunikatów pogodowych i lawinowych oraz złe przygotowanie do wyprawy nauczyciela i jego uczniów.

Przyczyną większości wypadków lawinowych jest nieznajomość zjawisk występujących w górach oraz ignorowanie ostrzeżeń i komunikatów służb ratowniczych. TOPR definiuje pięć stopni zagrożenia lawinowego, o których codziennie rano informuje na swojej stronie internetowej (www.topr.pl) – warto więc przed wyjściem w góry sprawdzić sytuację. Jeżeli dostęp do Internetu nie jest możliwy, należy zasięgnąć języka w schronisku lub obserwować znaki ustawiane przez odpowiednie służby na początkach szlaków turystycznych.

Skuteczność ratowania życia osób zasypanych lawinami jest niewielka. – W poszukiwaniach najistotniejszą sprawą jest czas odkopania ofiar. Duże, bo 91-proc. szanse przeżycia mają ofiary odkopane do 18 minuty od zasypania – mówi instruktor TOPR Marcin Józefowicz z Zakopanego. – Dotyczy to, oczywiście, tylko tych, którzy nie zginęli od urazów w trakcie schodzenia lawiny lub tuż potem. Od 18 do 35 minuty szanse przeżycia gwałtownie spadają – do około 34 proc.

Tak krótki czas wynika przede wszystkim z ograniczonych zasobów powietrza do oddychania. Amerykańska firma Black Diamond oferuje specjalne plecaki turystyczne wyposażone w system AvaLung, który powoduje odprowadzenie wydychanego powietrza w okolice pośladków osoby zasypanej i pobieranie czystszego powietrza z okolic głowy i barków. Korzystanie z AvaLungu wymaga włożenia do ust specjalnego ustnika, co – jak się okazuje – nie zawsze jest możliwe ze względu na duży ciężar przygniatającego śniegu.

d3u5yab

Tradycyjnym sposobem poszukiwania osób zasypanych przez lawiny jest nakłuwanie warstw śniegu przez ratowników wyposażonych w specjalne sondy. Wspomagają ich specjalnie szkolone psy, a czasami także kamery termowizyjne. Wszystkie te metody są czasochłonne, więc nie ustają próby opracowania nowych skuteczniejszych sposobów poszukiwania ofiar lawin.

Istnieją już zestawy urządzeń elektronicznych, ułatwiających szybkie i dość dokładne zlokalizowanie zasypanych osób. Generalnie dzielą się one na aktywne i pasywne. Wśród turystów i narciarzy popularny jest system aktywny PIEPS DSP i podobne, jak na przykład francuski ARVA, kanadyjski SOS (Survival on Snow) czy też niemiecki Ortovox. Pomimo różnego pochodzenia i wyglądu, urządzenia te działają w taki sam sposób, wykorzystując do poszukiwania osób zasypanych długie fale radiowe o częstotliwości 457 kHz. Przyjęto międzynarodowy standard tego systemu, dzięki czemu urządzenia różnych producentów powinny ze sobą współpracować.

Urządzenia wykorzystywane w systemach aktywnych pozwalają turystom, którzy uniknęli zasypania, rozpocząć samodzielne poszukiwania, zanim przybędą ekipy ratownicze wyposażone w specjalistyczny sprzęt. Można je kupić w wielu sklepach turystycznych lub wypożyczyć za kilkanaście złotych dziennie. Wygoda i łatwość korzystania z nich nie oznacza jednak, że potrafią je obsługiwać osoby zupełnie nieprzygotowane. Opanowanie tej umiejętności nie jest trudne, ale wymaga fachowego instruktażu.

Z myślą o mniej świadomych turystach opracowano system pasywny, niewymagający żadnej obsługi przez turystę. Osoby idące w góry wyposaża się w niewielkie urządzenia elektroniczne, tzw. transpondery, które nie wymagają zasilania i nie emitują żadnego sygnału. Standardem w tej grupie, uznanym praktycznie na całym świecie, jest system opracowany przez szwedzką firmę Recco, wykorzystujący transpondery naszywane na ubrania już podczas ich produkcji. Dzięki specjalnej elastycznej obudowie ubranie takie można prać bez obawy uszkodzenia transpondera. W Polsce urządzeniami systemu Recco dysponuje TOPR (Tatry) oraz GOPR (Karkonosze)
. Praktyczną jego przydatność potwierdza Marcin Józefowicz: – System ten jest prosty w obsłudze i dość dokładny, ale od ratownika wymaga treningu. Za jego pomocą można odnaleźć osobę zasypaną z odległości 2–30 m w zależności od parametrów śniegu.

d3u5yab

Producenci odzieży sportowej już dość powszechnie wszywają do swoich wyrobów takie transpondery, ale nie zawsze są świadomi sposobu ich działania i ograniczeń z tego wynikających. Z powodów oszczędnościowych często wszywają pojedyncze transpondery, a zapewnienie odpowiedniego poziomu bezpieczeństwa wymaga co najmniej dwóch – umieszczonych po przeciwległych stronach ciała. Nasze ciało w znacznym procencie składa się z wody, a ta tłumi sygnał z transpondera, co utrudnia odnalezienie osoby zasypanej.

Zgodnie z zaleceniami twórców systemu, nie należy mocować transponderów do rękawiczek, czapek, kasków i innych ruchomych elementów garderoby, które można zgubić, walcząc z lawiną. Wówczas te części garderoby będą niepotrzebnie odciągać uwagę ekip ratunkowych od faktycznego miejsca zasypanych ofiar.

Niestety, tylko specjalnie wyposażone ekipy ratownicze mają urządzenia pozwalające wykrywać transpondery. – Równie ważna, a czasem nawet ważniejsza jest pomoc samych uczestników wycieczki, którym udało się uniknąć lawiny lub samodzielnie z niej uratować. A tu system Recco nie ma zastosowania. Dlatego skuteczniejsze są detektory lawinowe wykorzystujące urządzenia nadawczo-odbiorcze – mówi Marcin Józefowicz. Chcąc więc zabezpieczyć się na wypadek lawiny, trzeba zaopatrzyć się we wspomnianego „piepsa”. Czy jest zatem sens kupować ubrania wyposażone w transpondery Recco? Warto, bo szansa na przeżycie jednak rośnie.

Piotr Zbysiński

d3u5yab
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3u5yab
Więcej tematów