Sułtani kieszonkowców
Stołeczna policja rozpracowuje świetnie
zorganizowaną szajkę arabskich kieszonkowców. Udając biznesmenów,
okradają klientów luksusowych lokali. Nie wiadomo do kogo trafiają
zrabowane przez nich pieniądze - podaje "Życie Warszawy".
11.06.2004 07:15
Złodzieje mają po 30-40 lat. Na łowy wyruszają elegancko ubrani, sprawiając wrażenie zamożnych turystów. Spod mankietów markowych marynarek wystają złote zegarki. Dzielą się na kilka grup. Ci najlepsi pojawiają się w ekskluzywnych restauracjach. Często okradzeni dowiadują się o stracie pieniędzy, gdy przychodzi do płacenia rachunków. "Obserwują ofiarę i uderzają wtedy, gdy są pewni, że nikt ich nie zobaczy. Wyciągają portfel z kurtki czy marynarki przewieszonej na krześle bądź wieszaku. Potrafią zabrać karty kredytowe i gotówkę i oddać opróżniony portfel" - opowiada Roman Jankowski, szef sekcji do walki z kieszonkowcami komendy stołecznej - podaje gazeta.
W najdroższych lokalach okradanie klientów jest często tuszowane, by nie poszła fama o złodziejach. Niektóre lokale wynajmują ochronę, wypatrującą kieszonkowców. Policjanci nie wiedzą dokładnie, z jakich krajów pochodzą arabscy złodzieje, choć wymieniają Algierię i Maroko. Większość z nich mieszka w Warszawie od lat. Niektórzy cały czas się zmieniają, by nie rzucać się w oczy - czytamy w "ŻW".
Wiadomo, że Arabowie nie chcą mieć nic wspólnego z naszymi rodzimymi doliniarzami. Rzekomo obie strony starają się nie wchodzić sobie w drogę. Arabska szajka upatrzyła sobie Śródmieście, a zwłaszcza okolice Nowego Światu, Centrum czy placu Konstytucji. Część grupy przez wiele miesięcy naprzykrzała się pracownikom i klientom Bramy przy ul. Waryńskiego - informuje dziennik. (PAP)