Student pozywa uczelnię
Student pozywa do sądu uczelnię. To pierwsza
taka sprawa w Polsce. Szkoła zamknęła jeden z kierunków studiów,
ale nie zwróciła studentom części nadpłaconego czesnego - pisze
"Gazeta Wyborcza".
Dziś w warszawskim sądzie rozpocznie się proces, który Filip Gieleciński wytoczył Szkole Wyższej Warszawskiej. We wrześniu 2003 Filip został przyjęty na I rok politologii w tej prywatnej uczelni. Wpłacił 500 zł wpisowego oraz 3600 zł czesnego za rok z góry. Po miesiącu studiowania okazało się, że politologia na SWW przestała istnieć. Kierunek negatywnie oceniła Państwowa Komisja Akredytacyjna (m.in. za braki w kadrze naukowej i uchybienia w programie studiów).
Ponad 400 studentów musiało sobie znaleźć inną uczelnię. Szkół chętnych do ich przyjęcia nie brakowało, jednak SWW długo zwlekała z wydaniem dokumentów oraz nadpłaconego czesnego. Niewiele pomogły protesty i manifestacje studenckie. Ponad miesiąc studenci mieli przymusowe wakacje, bo nie mogli rozpocząć nauki w nowych uczelniach. W końcu szkoła oddała dokumenty. Z pieniędzmi było gorzej. Filipowi nie zwrócono 970 zł. SWW tłumaczyła, że to czesne za dwa miesiące, gdy zajęcia się jeszcze odbywały, oraz połowa wpisowego.
- To uczelnia nie wywiązała się z umowy - mówi Gieleciński. Powinna zwrócić wszystkie moje pieniądze. Szkoła Wyższa Warszawska nie chce komentować sprawy. - Nie uznajemy argumentów tego pana, zobaczymy, jaka będzie decyzja sądu - zastrzega Antoni Rzeźniczek, kanclerz SWW. (PAP)