Spłonął samolot linii Air France
Airbus A340 towarzystwa Air France,
który we wtorek zjechał z pasa podczas lądowania w Toronto w
burzy, stanął w ogniu dopiero w kwadrans po wryciu się w grunt -
podała agencja dpa, powołując się na świadków.
03.08.2005 | aktual.: 03.08.2005 17:18
Wszystkich 309 pasażerów i członków załogi zdołało opuścić samolot przez wyjścia awaryjne. Ten pomyślny finał niektórzy skłonni są nazywać największym cudem w dziejach lotnictwa cywilnego. Na razie nie wiadomo, co bezpośrednio spowodowało wypadek.
Katastrofa nastąpiła ok. godz. 15.50, gdy lecący z Paryża Airbus po raz drugi podchodził do lądowania w międzynarodowym porcie lotniczym im. Pearsona. Przyczyną powtórzenia manewru była burza z piorunami, której towarzyszył silny wiatr.
Mniej więcej na minutę przed wylądowaniem w kabinie samolotu zgasło światło. Gdy maszyna osiadła na pasie, odprężeni pasażerowie zareagowali oklaskami, ale w ok. 10 sekund później Airbus zaczął drgać i rozpadać się.
Ogień pojawił się w tylnej części samolotu - powiedział pasażer Corey Marx. Jednak większość podróżnych zdążyła się wcześniej bezpiecznie ewakuować. Doniesienia niektórych środków masowego przekazu, iż ewakuację podjęto dopiero wtedy, gdy samolot stanął w płomieniach, nie odpowiadają prawdzie.
Pożar nastąpił dopiero po mniej więcej 15 minutach. Najgorsze po huku i wstrząsach przymusowego lądowania było to, że nie mogłem już widzieć kabiny pilotów. Ułamała się ona ku dołowi - relacjonował Marx.
Szczęśliwy finał katastrofy zaskoczył wszystkich, oglądających ją bezpośrednio lub dzięki transmisji telewizyjnej. To, co tu przeżyliśmy, to nic innego, jak jeden wielki cud - oświadczył szef pogotowia ratunkowego w Toronto Bruce Farr.
Podkreśla się, że cud ten jest w znacznej mierze zasługą załogi Airbusa. Gdy tylko maszyna zatrzymała się, otworzyli wszystkie wyjścia. Nie widzieliśmy dużo, ale kazali nam skakać i biec - powiedział pasażer Olivier Dubois. Według Air France 22 osoby doznały w trakcie ewakuacji drobnych obrażeń. Natomiast wiceprezes zarządu międzynarodowego portu lotniczego w Toronto Steve Shaw poinformował o 43 poszkodowanych.
Niektóre przytaczane przez agencję Associated Press relacje pasażerów nie są zbyt korzystne dla załogi. 19-letni student college'u z RPA Eddie Ho, powiedział, iż steward kazał mu wyskoczyć przez drzwi, przy których nie otworzyła się zjeżdżalnia, co oznaczałoby upadek z wysokości prawie czterech metrów. Ho pobiegł do innych drzwi i mimo nie całkiem rozwiniętej zjeżdżalni skorzystał z nich. Wyskoczyłem i spadłem na kilku ludzi. Niektórzy ludzie połamali sobie ręce albo nogi - powiedział.
Natomiast według 15-letniej Lauren Langille załoga stanęła na wysokości zadania. Kazali się nam ewakuować. Było dużo paniki, ale stewardzi i stewardesy byli naprawdę dobrzy w uspokajaniu - zaznaczyła.
Wtorkowa katastrofa w Toronto to dopiero trzeci przypadek całkowitej utraty Airbusa A340 - europejskiego konkurenta Boeinga 747 "jumbo-jet". W 1994 r. maszyna Air France spłonęła na zapleczu technicznym portu lotniczego im. de Gaulle'a w Paryżu w rezultacie usterki pompy hydraulicznej, a w 2001 r. samolot linii lotniczych SriLankan padł ofiarą ataku rebeliantów na lotnisku w Kolombo. W obu tych samolotach nikt nie zginął.
Airbus 340 odbył pierwszy lot w 1991 r., do tej pory wyprodukowano około 300 egzemplarzy. Samolot może zabierać do 440 pasażerów.