Śpię z medalem

Muszę trochę odpocząć po startach. Przede wszystkim zaś nadrobić zaległości na uczelni, związane z przygotowaniami do Aten. Mam nadzieję, że mnie wcześniej nie wyrzucą. Oczywiście, będę trenować, ale nie będzie to ostry, specjalistyczny trening pływacki. Ten rozpocznę dopiero w styczniu przyszłego roku przed nowym sezonem - mówi w rozmowie z "Przeglądem" Otylia Jędrzejczak.

Środa, 18 sierpnia, na basenie pływackim w Atenach weszła do historii polskiego olimpizmu. Osiągnęłaś największy sukces, jaki stał się udziałem Polki lub Polaka na igrzyskach olimpijskich. W Atenach zdobyłaś trzy medale w konkurencjach indywidualnych, co jeszcze się nie udało żadnemu reprezentantowi Polski. Co prawda w 1964 r. w Tokio 19-latka Irena Kirszenstein też zdobyła jeden złoty medal i dwa srebrne, ale ten najcenniejszy był wywalczony w sztafecie 4x100 m, dzięki zbiorowemu wysiłkowi. Cieszysz się?

– Jasne, że się cieszę. Mieć podobny rezultat jak legendarna Irena Szewińska to wielka radość i satysfakcja. Oczywiście, pamiętam o wspaniałym dorobku pani Ireny, który obejmuje siedem medali na czterech igrzyskach. Co do mnie, dziś planuję tylko występ w Pekinie za cztery lata. Pływacy występujący na czterech kolejnych igrzyskach, co prawda, się zdarzali, ale bardzo rzadko.

Wierzyłaś w to złoto?

– Bardzo chciałam wygrać, bo 200 m to moja najsilniejsza konkurencja. W pływaniu bardzo rzadko można śledzić przebieg wyścigu, wszystko zwykle okazuje się dopiero po jego zakończeniu i po wyświetleniu wyników na telebimie. Tak było również teraz. Uwierzyłam, jak zobaczyłam swoje nazwisko na pierwszym miejscu. Po pierwszej setce kątem oka widziałam, że Petria Thomas jest sporo przede mną, ale płynęłam swoim tempem i od połowy dystansu zaczęłam przyśpieszać. Cel został osiągnięty – mam pierwszy złoty medal olimpijski. Bardzo się cieszę. Wciąż to przeżywam, choć minęło już kilka dni.

Tak bardzo, że nawet śpisz z medalem na szyi?

– Faktycznie, zdarzyło się...

Podczas dekoracji i słuchania „Mazurka Dąbrowskiego” byłaś wzruszona. Potem zdjęłaś z głowy wieniec laurowy i rzuciłaś go kibicom.

– Lubię się dzielić radością. Wiele razy rzucałam w trybuny kwiaty czy wianki, które otrzymywałam. Tak było i tym razem. Rzuciłam wianek chłopakom, którzy przyjechali z Polski, żeby mi kibicować. Niektórzy koledzy mówili, że powinnam zasuszyć ten wianek i trzymać na pamiątkę, ale ja chciałam tym wspaniałym kibicom podziękować publicznie. To im się należało. Cieszę się, że ten gest został zauważony.

Jak przyjęli Twój sukces inni sportowcy?

– Wśród pływaków panuje atmosfera fair play. Rywalizujemy ze sobą, ale to się kończy w... wodzie. Potem potrafimy docenić klasę innych i gratulować sobie zwycięstwa. Takie znajomości są często bardzo sympatyczne. Wymienię choćby Słowaczkę Martinę Moravcovą czy Ukrainkę Janę Kłoczkową. Po wygranym wyścigu odbierałam wiele gratulacji od koleżanek i kolegów z różnych krajów. Nie muszę mówić, jak bardzo się cieszyli członkowie naszej ekipy.

Któremu z rodziców zawdzięczasz złoto olimpijskie? Kto Cię pierwszy wrzucił do basenu? Podobno mama, przezornie trzymająca jednak kij, który mogłaby ci podać, gdybyś się topiła.

– To nieprawda. Pierwszy raz na basen rodzice zabrali mnie razem, kiedy miałam sześć lat. Nikt nie ma pierwszeństwa. Miałam lekkie skrzywienie kręgosłupa i pływanie miało mi pomóc. Pomogło – na całe życie.

Twoja miłość do pływania zaczęła się od pierwszego zanurzenia. Można tak powiedzieć?

– Nie. Wcale nie byłam tak zakochana. Rodzice wkładali wiele wysiłku, aby zabierać mnie rano na pływalnię. Wszystko przyszło z czasem. Rola rodziców w tym, że pływałam, a potem rozpoczęłam regularne treningi, była decydująca.

Cała Polska zna już dobrze Twego chłopaka, Macieja Drzewińskiego. Na zaręczyny podarował ci podobno 3,5-karatowy pierścionek z pięcioma brylantami, a do Aten przygotował zestaw nagrań hip-hopu mających zagrzewać Cię do walki.

– Pierścionek – wręcz przeciwnie, jest mały i bardzo skromny. Nie wiem, skąd te 3,5 karata. Noszę go cały czas na palcu. Co do muzyki – zgadza się. Oboje lubimy hip-hop i chętnie go słuchamy. Maciek nagrał taką składankę. Słuchałam jej w Atenach często i chętnie. Także przed startami. Pomagało. Pierścionek podczas wyścigów przechowywał trener Paweł Słomiński.

Kiedy ślub?

– Na pewno nie przed ukończeniem studiów. Wyjdę za mąż, kiedy będę miała na dyplomie tytuł magistra.

Jakie są Twoje najbliższe plany?

– Muszę trochę odpocząć po startach. Przede wszystkim zaś nadrobić zaległości na uczelni, związane z przygotowaniami do Aten. Mam nadzieję, że mnie wcześniej nie wyrzucą. Oczywiście, będę trenować, ale nie będzie to ostry, specjalistyczny trening pływacki. Ten rozpocznę dopiero w styczniu przyszłego roku przed nowym sezonem.

Prezes PZP, Krzysztof Usielski, nie może się nachwalić osób zaangażowanych w Twoje znakomite przygotowanie do olimpiady, komplementując przede wszystkim trenera Pawła Słomińskiego i psycholog Beatę Mieńkowską. Co Ty na to?

– Oczywiście, przyłączam się! Obydwoje wykonali znakomitą pracę.

Praca trenera jest w powszechnym odbiorze bardziej oczywista niż psychologa. Na czym polegała rola pani psycholog?

– To były rozmowy na przeróżne tematy. Korzystanie z przygotowanej przez nią płyty z nagraniami redukującymi stres i motywującymi przed startem czy filmu ze zdjęciami najbliższych osób i znajomych w skojarzeniu z muzyką.

W zestawie muzycznym był kultowy już motyw z filmu "Rocky"?

– Tak. Bardzo lubię tę muzykę. Jednak przed środowym finałem słuchałam polskiego hip-hopu.

Kto jest wzorem dla mistrzyni olimpijskiej?

– Przede wszystkim Jan Paweł II, co nie wymaga żadnego komentarza. Spośród innych osobistości życia publicznego – Jolanta Kwaśniewska, za jej wielkie serce i oddanie dzieciom potrzebującym pomocy. W sporcie – nasz Robert Korzeniowski, wzór pod każdym względem. W pływaniu – Rosjanin Aleksander Popow. A jako postać, która potrafi wygrywać nie tylko z rywalami, lecz także z samym sobą – amerykański kolarz Lance Armstrong.

Co czytasz? Jakie filmy oglądasz?

– Wolę emocje i wzruszenia niż akcję, dlatego skłaniam się ku lekturze czy filmom romantycznym i traktującym o ludzkich dramatach.

Przepowiada Ci się znakomitą karierę w reklamie. Żartuje się, że jesteś warta tyle złota, ile ważysz. Sukces w Atenach otwiera Ci znakomite perspektywy.

– Nie ekscytuje mnie to specjalnie. Mam obecnie sponsora, z którym dobrze mi się współpracuje. Co będzie dalej, zobaczymy. Moją motywacją na pewno pozostaną sport i pływanie.

Naszym sportowcom w Atenach wiedzie się jak dotąd nienadzwyczajnie, by nie używać mocniejszych sformułowań.

– Trzeba się cieszyć tym, co jest. Sylwia Gruchała zdobyła brązowy medal. Przed nami jest sporo dyscyplin. Trzeba wierzyć, że słońce jeszcze zaświeci na polskiej ulicy. Nie czułabym się najlepiej, gdyby olimpiada w Atenach miała się kojarzyć rodakom przede wszystkim z moim nazwiskiem.

  1. Otylia Jędrzejczak, urodzona 13 grudnia 1983 r. w Rudzie Śląskiej. Gdy miała sześć lat, lekarze zlecili jej pływanie z powodu skrzywienia kręgosłupa. Zaczęła trenować w Pałacu Katowice pod kierunkiem Mariana Syposza. W pierwszych zawodach wystąpiła dwa lata później. Pierwsze zawody za granicą wygrała, mając dziewięć lat. Następnie uczyła się w krakowskiej Szkole Mistrzostwa Sportowego, trenowana przez Marię Jakóbik, która prowadziła Otylię do olimpiady w Sydney w 2000 r.

W 1999 r. zawodniczka została mistrzynią Europy juniorów na 100 i 200 m motylkiem, a na mistrzostwach seniorek na 200 m motylkiem była trzecia. Rok później: pierwsza na 200 m i druga na 100 m w mistrzostwach Europy oraz trzecia na 200 m w mistrzostwach świata. W Sydney – piąta na 200 m i dziewiąta na 100 m.

Od 2001 r. jest pod opieką Pawła Słomińskiego, z czym wiąże się wyraźny progres wyników. W tymże roku: mistrzyni Europy na 200 m i wicemistrzyni świata na 100 m. W 2002 r. bije rekord świata i zdobywa mistrzostwo Europy na 200 m (2:05:78), a na 100 m jest druga. W 2003 r. mistrzyni świata na 200 m i druga na 100 m. W tym roku, przed Atenami – mistrzyni Europy na 200 m i trzecia na 100 m. Na igrzyskach w Atenach: złoto na 200 m motylkiem i srebro na 100 m tym stylem oraz na 400 m stylem dowolnym. Ogółem jest posiadaczką 13 rekordów Polski w koronnym stylu motylkowym, jak też w dowolnym i zmiennym.

Obecnie jest studentką III roku Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie i zawodniczką AZS AWF. Dotąd zaangażowana w promocję niemieckich szkieł kontaktowych Bausch&Lomb, kobiecego specyfiku przeciwbólowego Nurofen Menstrual oraz... maślanki Mrągowskiej. Po Atenach zostanie zasypana kontraktami reklamowymi. Mówi się o jej występie w serialu telewizyjnym.

Rodzice mistrzyni, Krystyna i Piotr, nadal mieszkają w Rudzie Śląskiej. Ojciec pracował jako sztygar w kopalni, mama prowadzi dom. Brat Szymon ma 18 lat. Otylia ma narzeczonego, studenta AWF, Macieja Drzewińskiego, zawodnika piłki wodnej. Od nowego roku akademickiego zamieszkają razem w akademiku na Bielanach.

Jest posiadaczką nissana primery (efekt działalności reklamowej). Od kilku dni także suczki labradora, o imieniu Atena, otrzymanej w prezencie od narzeczonego. Uwielbia polski hip-hop. Jak większość sportowców jest przesądna. Kiedy startuje przed południem, zawsze płynie w białym czepku, po południu – w czerwonym. Przed skokiem do wody musi się przeżegnać.

Mistrzyni olimpijska ma 186 cm wzrostu, waży 70 kg.

Lubi biszkopt i kluski śląskie

  1. Krystyna Jędrzejczak, mama Otylii: Kiedy myślę o jej złotym medalu, widzę go przez pryzmat rodzinny. To wielki sukces życiowy Otylki i efekt jej wielkiej pracy przez długie, długie lata. Jednak wsparty na atmosferze domu i rodziny. Byliśmy zawsze dobrą, kochającą się rodziną i córka w każdej sytuacji mogła na nas liczyć.

Zawsze była dzieckiem wyjątkowym. Wszystko chciała robić najlepiej i znajdowała w sobie siłę. Kiedy teraz mówi, że to my z mężem mobilizowaliśmy ją do chodzenia na pływalnię, gdy była dzieckiem, jest to tylko część prawdy. Gdyby pływanie jej nie posmakowało, to by nie pływała. Nic by z tego nie było. Jej zainteresowanie rosło wraz z wynikami. My staraliśmy się tylko tak wszystko organizować, aby Otylia mogła się skupić na nauce i pływaniu. Dawała jednak z siebie więcej.

Była bardzo opiekuńcza wobec Szymka, swego młodszego brata. Zawsze lubiła jeść w domu i do dziś przepada za moją kuchnią. Lubi kluski śląskie, jak prawdziwa Ślązaczka, de volaille'a i wręcz przepada za ciastem. Najbardziej za biszkoptem z galaretką owocową. Wspólne posiłki są w naszej rodzinie ogromnie ważne.

Od prawie roku Otylia spotyka się z Maćkiem. Jest od niej starszy trzy lata, studiuje na AWF i też jest sportowcem. Jest miłym i fajnym chłopcem. Wierzę, że dobrze ułożą sobie z Maćkiem życie.

Wiadomość o sukcesach córki zastała nas na Kujawach, w okolicy Włocławka. Tu mamy letni domek i na wakacje chętnie uciekamy ze Śląska. Już niedziela, kiedy Otylia zdobyła w ciągu godziny dwa srebrne medale, była fantastyczna. O środzie nie wspomnę... To była nasza największa radość w życiu, gdy patrzyliśmy na to, czego dokonało nasze dziecko. Teraz wszyscy pytają mnie, co dalej. Co ten sukces zmieni w życiu naszej rodziny? Oby jak najmniej. Ja chcę pozostać tylko matką. Nie chcę się nigdzie pchać, unikam, jak mogę, mediów. Nie mam żadnych innych ambicji, tylko przytulić i ukochać moją córkę. No i wygadać się z nią od serca, gdy tylko znajdzie czas...

Klucz i złote serce

  1. Piotr Jędrzejczak, tata Otylii: Cóż mogę powiedzieć? Sukces piękny, jak córka... Gdybym miał ją scharakteryzować jednym zdaniem, powiedziałbym, że to człowiek o złotym sercu. Zawsze była niezwykle wrażliwa i emocjonalna. Przejmowała się cudzą krzywdą czy nieszczęściem.

Przed olimpiadą zapowiedziała, że jeżeli zdobędzie złoty medal, przeznaczy go na aukcję zbierającą fundusze dla dzieci chorych na białaczkę. Po wygraniu w środę w Atenach potwierdziła swój zamiar. Sportowiec, który decyduje się oddać swoje najcenniejsze trofeum, jakim jest złoto olimpijskie, robi coś naprawdę wyjątkowego. Podziwiam Otylię i jestem dumny jako ojciec.

Kiedy mnie pytają, co było przełomowym momentem w karierze córki, nie mam wątpliwości, że było to zgrupowanie przed igrzyskami młodzieży w Moskwie w 1999 r. Prowadził ją trener Edmund Uścimowicz, który powiedział: „Otylka, będziesz wielkim sportowcem. Mam specjalny klucz. Będę go trzymać, dopóki będziesz pływać. On ci przyniesie szczęście”. Córka uwierzyła.

Trener Uścimowicz przygotował Otylię do dwóch zwycięstw w Moskwie. Potem odniosła sukces na mistrzostwach Europy juniorów i zdobyła medal ma mistrzostwach świata w Stambule. To był przełom w karierze Otylii. Córka dzwoni do Uścimowicza przed swoimi najważniejszymi startami i prosi go o otwieranie kluczem...

Nie mogę się już doczekać na jej przyjazd. Planujemy pięknie ją przywitać, uściskać. Pobyć ze sobą. Nie wiem, ile to potrwa, bo Otylia chce pozaliczać jak najprędzej zaległości na AWF. We wrześniu wybiera się z Maćkiem na wycieczkę do Rio de Janeiro, którą otrzymała w nagrodę za tytuł najlepszego sportowca Warszawy. Słyszałem, że córkę chce także zaprosić do Stanów Polonia amerykańska.

Mam świadomość, że w jej życiu rozpoczyna się teraz nowy okres. Nie mam jednak wątpliwości, że Otylia zda egzamin w każdej sytuacji.

Z Otylią i jej rodzicami rozmawiał Waldemar Piasecki

Źródło artykułu:Tygodnik Przegląd
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)