PolskaSpanie

Spanie


Co wolisz – sen czy seks? Dla coraz większej grupy ludzi wybór jest prosty: chcą wreszcie dobrze się wyspać.

Spanie
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

03.07.2008 | aktual.: 03.07.2008 11:31

Nie ma się co czarować – śpimy coraz krócej. Mężczyźni mniej niż kobiety, starsi mniej niż młodzi, czarnoskórzy mniej niż biali, ubodzy krócej niż zamożni, Polacy sypiają gorzej niż Włosi. A Brytyjczycy śpią całkiem beznadziejnie. Średni czas naszego snu skrócił się od początku XX wieku, kiedy ludzie deklarowali przesypianie co noc dziewięciu godzin. Kto może sobie dziś na tyle pozwolić?! Do rezygnacji ze snu zmusza nas styl życia, a zwłaszcza rodzaj pracy, jaką wykonujemy.

Problemy ze snem ma w Polsce połowa ludzi po trzydziestce. Jedna czwarta nie dosypia.

Bezsenne choroby

W czasach kiedy sen staje się towarem deficytowym, nasz stosunek do niego naznaczony jest swego rodzaju ambiwalencją. Pragniemy go mieć coraz więcej i próbujemy ograniczać jednocześnie. Trudno się dziwić, że nie wychodzi nam to na zdrowie.

– Coraz więcej osób cierpi na problemy związane ze snem – mówi doktor Michał Skalski, kierownik Poradni Leczenia Zaburzeń Snu Kliniki Psychiatrycznej Akademii Medycznej w Warszawie. – Na bezsenność, której łatwo się nabawić, prowadząc niehigieniczny tryb życia, manipulując zegarem biologicznym, uskarża się 25 procent populacji. To tylko jeden z efektów naszego lekceważącego stosunku do spania. Najnowsze badania dowodzą, że konsekwencje mogą być o wiele bardziej poważne, niż podejrzewaliśmy. Deficyty snu zakłócają gospodarkę węglowodanami – stanowią czynnik powstawania cukrzycy i otyłości. Jeśli przez sześć tygodni śpisz po cztery godziny na dobę, twój metabolizm glukozy osiąga taki poziom jak u 60‑latka. Epidemia otyłości wynika także z epidemii deprywacji snu – grzmią specjaliści. Kłopoty ze snem wpływają negatywnie na działanie naszego układu odpornościowego. Niewyspanie wydłuża czas reakcji na bodźce wzrokowe. Wiąże się je również z występowaniem depresji, labilnością emocjonalną, dezorientacją,
zaburzeniami pamięci i koncentracji. Nasz lekceważący stosunek do snu zaczyna się wcześnie. Już przedszkolaki sypiają mniej, niż powinny (a według amerykańskiej organizacji National Sleep Foundation dzieci w wieku od trzech do sześciu lat mają spać co najmniej 11 godzin na dobę). Skutek? W USA co roku od 20 do 25 procent dzieci wymaga pomocy medycznej z powodu urazów. Jak wykazały badania przeprowadzone przez naukowców z University of Rochester School of Nursing-, częstość urazów jest dwukrotnie wyższa w przypadku dzieci, które śpią krócej.

Do tego – jak donosi fachowe czasopismo „Sleep” – okazuje się, że zbyt mała ilość snu zwiększa ryzyko nadwagi i otyłości u dzieci aż trzykrotnie, a efekt ten nie zależy od stopnia aktywności fizycznej i czasu spędzanego przed telewizorem.

Statystyki wyglądają ponuro: w Wielkiej Brytanii i Holandii policzono, że co czwarte dziecko między 9. a 14. rokiem życia nie jest dość wypoczęte w szkole, by przyswajać naukę, a 15 procent dzieci źle sypia. Zdaniem ekspertów deficyt snu u dzieci wynika z tego, że pokoje dziecięce stały się „centrami rozrywki”. Można tam znaleźć telewizor, wideo, komputer i inne elektroniczne zabawki. Brytyjska organizacja Sleep Council przebadała tysiąc nastoletnich osób, z których niemal jedna czwarta przyznała się, że częściej niż raz w tygodniu zasypia przed telewizorem, przy słuchaniu muzyki lub przy innym gadżecie elektronicznym.

Jedna trzecia pytanych osób w wieku 12–16 lat potwierdziła, że śpi zaledwie cztery–siedem godzin każdej nocy. Ukuto nawet termin na to zjawisko: to junk sleep – odpowiednik junk food – „śmieciowy sen”, którego ani długość, ani jakość nie wystarczają do zregenerowania sił. Profesor Gregory Stores mówi nawet o „epidemii bezsenności”. Inny brytyjski naukowiec, profesor Jim Horne z uniwersytetu w Loughborough, uważa, że częściową winę za to ponosi zmiana warunków pracy dorosłych. Rodzice wracają późno do domu. Przez to czas, który dla dzieci powinien być okresem wyciszenia się przed nocnym wypoczynkiem, jest pełen ekscytacji i emocji.

A więc dzieci śpią za krótko, a my nie umiemy ocenić skutków tego. – Symptomy, które zdradzają dzieci przemęczone brakiem snu, są inne niż u dorosłych i niewłaściwie rozpoznawane – wyjaśnia profesor Stores w piśmie „The Observer”. – Takie dzieci łatwo się irytują, wpadają w depresję, nie uważają na lekcjach, przeszkadzają i są nadmiernie podniecone. Niestety, dość często błędnie za powód ich zachowania uznaje się nadaktywność i niezdolność do koncentracji.

ADHD – pada diagnoza i zalecane jest leczenie, które może wyrządzić dziecku jeszcze większe szkody, dezorganizując mu cykl wypoczynku i snu. Główny środek farmakologiczny stosowany w leczeniu ADHD był bowiem początkowo lekiem przepisywanym na narkolepsję (niepohamowane napadowe stany senności) i zespół chronicznego zmęczenia.

Senni bulimicy

Zbyt chętnie zapominamy, że Homo sapiens nie jest zwierzęciem nocnym. Od czasu kiedy Edison wymyślił żarówkę, pora naszej aktywności zaczęła dryfować w kierunku nocy. Dziś żyjemy w świecie 24‑godzinnym. Telefony i telewizory nie milkną. Internet pozwala robić zakupy, gadać, flirtować, grać z kumplem z drugiego końca świata o trzeciej nad ranem. Całą dobę robi się interesy, dziesiątki milionów podróżnych wielokrotnie w ciągu roku przekraczają strefy czasowe. W USA sześć do ośmiu milionów ludzi pracuje w nocy, gwałcąc w ten sposób zegar biologiczny. – Nasze podejście do snu zaczyna przypominać zaburzenia związane z jedzeniem – stajemy się sennymi bulimikami – mówi nam Robert Stickgold, badacz snu z Uniwersytetu Harvarda. – Wiele osób w ciągu tygodnia pracy „pości”, śpiąc po pięć godzin na dobę, by w weekendy odsypiać na całego. Znajdujemy się w środku eksperymentu nad deprywacją snu, który sami sobie fundujemy – zauważa Stickgold. – Nie wiemy, jakie będą jego długofalowe skutki. – Uważamy sen za zbytek –
dodaje doktor Michał Skalski. – Winę za to ponosi kult pracoholizmu.

Tymczasem ta senna strata czasu bywa złudna. Robert Stickgold komentuje to tak: ci, którzy śpią cztery godziny na dobę, chełpią się, że działają przez kolejnych 20 godzin. Ci zaś, którzy śpią osiem godzin, mają „tylko” 16 godzin na aktywność. Jednak u osób śpiących krócej wydajność spada o blisko 20 procent. Często więc potrzebują na wykonanie tego samego zadania więcej czasu od swych wyspanych kolegów.

– Z długiem sennym jest tak jak z długiem w banku – komentuje doktor Skalski. – Jest pewna granica naszej wypłacalności. Jeśli znajdziemy się poniżej niej, popadamy w ruinę.

Od snu wyzwoleni?

Trudno się zatem dziwić, że dużym zainteresowaniem na całym świecie cieszą się próby całkowitego wyrugowania snu z naszego życia. Pierwsze farmakologiczne doświadczenia w tej dziedzinie doprowadziły do stworzenia w latach 70. leku zwanego modafinilem. W latach 90. w Europie i USA zaczęto go stosować w leczeniu chorych na narkolepsję, jednak w dość krótkim czasie zorientowano się, że może posłużyć także osobom, których jedyną dolegliwością jest chroniczny brak czasu.

Mechanizm działania tego leku nie jest do dziś dobrze znany, nie przeszkadza to jednak temu, że na Zachodzie staje się „pigułką nowego stylu życia”. Od 1998 roku jego sprzedaż rośnie – w 1999 roku szacowano ją na 25 milionów dolarów, a w 2005 było to już 575 milionów dolarów (w Polsce lek jest nierefundowany i miesięczna kuracja może kosztować tysiąc złotych).

Jedno jest pewne – najbardziej zainteresowane tą sprawą jest wojsko. Szerokie badania w dziedzinie wymazania snu z naszego życia prowadzi amerykańska agencja wojskowa DARPA. Dzięki temu badaczom z Uniwersytetu Wisconsin udało się wyhodować mutanty muszek owocowych, które śpią jedną trzecią tego co niezmutowane muszki. Ze zmutowanymi muszkami był tylko jeden problem: umierały młodo. Może jednak to właśnie jest cena bezsenności?

Sen zamiast seksu

Jak na razie brak snu odciska piętno na innych dziedzinach naszego życia. W wielkich miastach Ameryki i Japonii miejsce hoteli na godziny, w których można było uprawiać płatną miłość, zajmują przybytki, w których za drobną opłatą możemy uciąć sobie drzemkę w przerwie na lunch. Swoją szansę w tej sytuacji wietrzą firmy, które – tak jak MetroNaps – oferują zaspanym praco-holikom drzemkomaty. To automaty do spania w biurze albo innym publicznym miejscu. Tak oto w naszym zwariowanym, rozpędzonym świecie sen staje się pomału bardziej pożądany niż seks. Tego drugiego mamy wokół nawet w nadmiarze, ten pierwszy zaś to prawdziwy rarytas.

Trzeba przyznać, że w tym kontekście zupełnie inaczej czyta się historie takie jak powieść amerykańskiej pisarki Nancy Kress, w której świat dzieli się na tak zwanych Śpiących – czyli ludzi takich jak my, którzy do normalnego funkcjonowania potrzebują snu – i Bezsennych – genetycznie modyfikowanych, którzy sen znają tylko z opowiadań innych. Mając dwa razy więcej czasu od Śpiących na naukę i pracę, Bezsenni osiągają większe sukcesy. Opanowują kolejne gałęzie gospodarki. Stają się bogaci. Bajka? Dziś tak. Ale jutro? Przecież chyba właśnie w tej intencji ciągle mniej śpimy.

Olga Woźniak

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)