Sojusz pocztowy
Dyrekcja Okręgu Poczty w Łodzi i podległe mu jednostki przyjęły do pracy osiem osób, pomijając komisję rekrutacyjną. Etaty dostali w ten sposób członkowie Sojuszu Lewicy Demokratycznej, ich krewni i znajomi.
Szefem Okręgu Poczty w Łodzi jest Zbigniew Bor, działacz Sojuszu, awansowany na to stanowisko w grudniu 2003 r. dzięki swojemu koledze partyjnemu Tadeuszowi Bartkowiakowi, który został wtedy dyrektorem generalnym Poczty Polskiej.
Nowo przyjęci pracownicy poczty to m.in. Stanisław Woźniakowski, główny specjalista do spraw strategiczno-wdrożeniowych Okręgu Poczty (były dyrektor generalny Łódzkiego Urzędu Wojewódzkiego i brat Józefa, byłego wiceministra skarbu w rządzie Leszka Millera) oraz Dagmara Śmigielska (dawniej Barua), zastępca dyrektora do spraw sprzedaży w Urzędzie Przewozu Poczty (dawniej rzeczniczka prezydenta Łodzi Tadeusza Matusiaka i dyrektorka Wydziału Promocji UMŁ).
W Rejonowym Urzędzie Poczty Łódź Południe do pracy w archiwum przyjęto krewną dyrektora Bora, a na pełniącego obowiązki zastępcę dyrektora do spraw logistyki – krewną Jerzego Dąbrowskiego, byłego sekretarza Rady Wojewódzkiej SLD. W tej ostatniej sprawie protestował Jarosław Piotrowski, szef „Solidarności” w RUP Łódź Południe. – Otrzymała posadę jako studentka, a wymogiem jest posiadanie wyższego wykształcenia – mówi Piotrowski.
Dyrektor Bor uważa, że wszystko jest w porządku, bo zastępczyni obroniła licencjat, co – jak twierdzi Bor – zgodnie z przepisami poczty jest równoznaczne z uzyskaniem wyższego wykształcenia.
Według naszych informacji, do grona znajomych dyrektora Bora przyjętych do pracy należą także radca w dziale marketingu dyrekcji, kierowca dyrektora oraz kierownicy działu remontów i wieloosobowego stanowiska pracy do spraw zarządzania bezpieczeństwem, zatrudnieni w RUP Łódź Północ.
– Nie wstawiam swoich kolesi. Większość tych osób była przyjęta przez dyrektorów rejonowych urzędów poczty, a nie przeze mnie – wyjaśnia Bor. – Z kręgów Sojuszu padały nawet zarzuty, że nie chcę przyjmować ludzi z SLD.
Dyrektor Bor nie komentuje faktu, że dyrektorzy RUP-ów to jego podwładni. Uchyla się również od odpowiedzi, dlaczego zatrudniając wspomniane osoby, pominięto komisję rekrutacyjną.