Snajper się popłakał
Tajemniczy snajper, który pod koniec listopada na al. Wyszyńskiego ostrzelał z wiatrówki trzech przechodniów, zgłosił się wczoraj w towarzystwie swojego ojca do komisariatu policji na Retkini. Podczas przesłuchania rozpłakał się i przyznał do winy.
– Przedstawiliśmy mu zarzut uszkodzenia ciała. Grozi mu do 5 lat więzienia – poinformował podinsp. Witold Molga, zastępca komendanta komisariatu przy ul. Armii Krajowej.
Snajperem okazał się 23-letni student szkoły hotelarskiej w Łodzi. Jest wysoki, krótko ostrzyżony i dobrze zbudowany. W bloku przy al. Wyszyńskiego, z balkonu którego strzelał do przechodniów, mieszka jego dziewczyna. W piątek wieczorem (28 listopada) odbywała się tam libacja suto zakrapiana alkoholem.
– Miałem już dobrze w czubie. Chciałem się pochwalić kolegom swoją wiatrówką. Coś mi odbiło i zacząłem strzelać do ludzi – opowiada.
Pierwszą ofiarą szaleńca padła 29-letnia kobieta, która wracała z miasta z zakupami.
– Przechodząc koło bloku poczułam smagnięcie w ucho. Zrobiło mi się ciepło i zalałam się krwią. Zaczęłam uciekać, ile sił w nogach – wspomina.
Student oddał jeszcze kilka strzałów. Kobieta mówi, że słyszała świst pocisków przelatujących obok jej głowy. Kolejną ofiarą szaleńca była 49-letnia kobieta i 29-letni mężczyzna. Kobieta została postrzelona w okolice serca. Uderzenie pocisku zamortyzowało jednak ubranie. Mężczyzna otrzymał postrzał w bark. Dzięki grubej kurtce, którą miał na sobie, skończyło się tylko na siniakach.
Policjanci z komisariatu przy ul. Armii Krajowej bardzo szybko ustalili skąd padły strzały. Próbowali zatrzymać snajpera. Ten jednak nie pokazywał się ani w mieszkaniu znajomej, ani w Skierniewicach, gdzie mieszkają rodzice.
(em)