Śmierć psa wstrząsnęła Internautami
Ta historia wstrząsnęła miłośnikami zwierząt. Fabułę rodem z filmu sensacyjnego śledzili przez kilka dni Internauci z forum Dogomania. Zaczęło się dwa tygodnie temu, od niewinnego anonsu. „Znalazłam psa na parkingu. Niestety, nie mogę go zatrzymać, szukam dla niego domu, choćby tymczasowego” – napisała Gosia - jedna z użytkowniczek forum. Pies potrzebował wyjątkowej opieki. Był chory. Miał nowotwór jąder, problemy ze skórą i utrzymaniem równowagi, był odwodniony i głuchy. Tydzień później pies zginął w tajemniczych okolicznościach.
Na trzy dni psa przygarnęła inna Internautka – Ania. Zapewniła mu opiekę lekarską i oddała mu serce. Odżył i według oceny weterynarza, którego Ania odwiedziła, rokowania zwierzęcia były dobre. Musiała go jednak oddać, bo miała już jednego czworonoga. Na szczęście zgłosiła się osoba, która zdecydowała się przygarnąć Ozzy'ego (tak nazwała psa Ania) na stałe. Nowa właścicielka - Agnieszka - obiecywała, że pies będzie miał dobre warunki. Pies miał zamieszkać z jej rodzicami w dużym domu z ogrodem w Kraśniku pod Wrocławiem. Agnieszka obiecała, że pies będzie leczony i zapewniała, że jej rodzice, którzy sami niedawno pożegnali Golden Retrievera, bardzo kochają tę rasę - przypomina sobie Ania. Jak się później okazało pies zamieszkał tylko z nią w bloku w Lubinie. Już następnego dnia Internauci z Dogomanii zaczęli niepokoić się co się dzieje z Ozzym.
Agnieszka udzielała tylko lakonicznych wypowiedzi o stanie jego zdrowia i twierdziła, że kastracja jaką pies ma przejść w związku z rakiem jąder nie ma sensu. Weterynarz u którego była z psem zapewnił ją, że pies nawet nie dożyje operacji, a poza tym i tak ma zmiany skórne, które uniemożliwiłyby przeprowadzenie zabiegu - opowiada z przejęciem Ania. Internauci zaczęli się niepokoić o zdrowie czworonoga. Piszą, że nowa właścicielka była uparta i nie chciała konsultacji innego weterynarza. Termin zawiezienia psa do rodziców również opóźniał się. W tej sytuacji Ania chciała odebrać psa, bo umowa adopcyjna w przyszłymi właścicielami, którymi docelowo mieli być rodzice Agnieszki, nie została jeszcze podpisana. Poinformowała Agnieszkę, że jeśli psa nie odda, powiadomi policję.
Wstrząsające zdjęcia w grobie
Nie zdążyła tego zrobić. Dostała sms-a o treści: „pies zdechł, jadę go pochować”. Agnieszka podawała różne wersje śmierci zwierzęcia. Najpierw, że nie podała psu leków. Potem, że odszedł pod opieką koleżanki, a na koniec, że został uśpiony. Nie zgadzała się też data. Z sms-a wynikało, że pies zdechł w piątek, a zaświadczenie lekarskie wskazuje na to, że Ozzy został uśpiony jeszcze w czwartek. Zszokowana Ania z kolegą pojechała na miejsce. Domofon odebrał ojciec Agnieszki. Poinformował, że córka przebywa w Kraśniku. Jest dorosła i nie odpowiadam za nią - miał powiedzieć. Agnieszka nie odbierała telefonu. Po namowach kolegi Ani – Krzysztofa obiecała, że pokaże miejsce pochówku psa.
Przyjechali, odkopali grób i zrobili zdjęcia samego worka. Pojechali do Akademii Rolniczej we Wrocławiu i zrobili kolejną porcję zdjęć. Były wstrząsające. Zakrwawiona sierść i rany. Makabryczny widok udokumentowali w prosektorium. Prof. dr. hab. Janusz Madej wykonał sekcję zwłok i powiedział na łamach dziennika "Słowo Polskie-Gazeta Wrocławska", że jak żyje, czegoś takiego nie widział.
Sprawa trafiła na policję, gdzie zostało złożone zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Prowadzimy postępowanie w tej sprawie. Wykonano wstępne czynności – w czwartek przyjęto zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, przesłuchujemy świadków i zbieramy materiał dowodowy. Oczekujemy jeszcze na wyniki sekcji zwłok – mówi sierż. Elwira Zboińska, rzeczniczka Powiatowej Komendy w Lubinie. Czynności sprawdzające policji są nadzorowane przez prokuraturę. Jeśli podejrzenia się potwierdzą to zostanie wszczęte dochodzenie w tej sprawie – mówi Liliana Łukasiewicz – rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
Nie skatowałam go!
Wersja zdarzeń widziana oczyma Agnieszki jest zupełnie inna. Choć Ania twierdzi, że kilkakrotnie informowała Agnieszkę o schorzeniach psa, ta jest innego zdania. Mówi, że nie wiedziała o nowotworze. Przyznaje, że uśpiła psa, ale nie zakatowała go. Zarzuca kłamstwo forumowiczom Dogomanii, których większość twierdzi, że bestialsko zabiła psa tępym narzędziem. Dlaczego zatem nie oddała psa, jeśli planowała go uśpić. Bała się, że pomyślą o niej nieodpowiedzialna gówniara - mówi Piotr Kanikowski, dziennikarz "SP-GW", który długo z nią rozmawiał w redakcji i napisał serię artykułów na ten temat. Poza tym Agnieszka zaprzecza, że po wykopaniu zwierzęcia miało ono na sierści ślady krwi. Z tego co mi opowiadała wynika, że nie jest do końca jasne, co działo się z psem potem. Ludzie, którzy przyjechali po Ozziego, wrzucili zwłoki do bagażnika i odjechali. Nie miałam pojęcia, że zaraz zacznie się koszmar - opowiadała na łamach „Słowa Polskiego-Gazety Wrocławskiej”. Nie sądzę, że ona mogła to zrobić, ale cała, ta
sprawa to jedna wielka zagadka, którą trudno będzie rozwikłać – mówi dziennikarz „SP-GW”.
Patronatem objęła tę sprawę fundacja EMIR zajmująca się ochroną zwierząt. Swoją pomoc zaoferowały również inne organizacje. Chodzi nam o to żeby osoba winna tej zbrodni poniosła karę i zrozumiała, że zwierzę jest bezbronne i ufa ludziom - podkreśla Ania. Też opiekowałam się Ozzym i wiem, jak potrafił godzinami na mnie patrzeć, tylko po to abym zwróciła na niego uwagę. On chciał tylko, żeby go pogłaskać. Nie rozumiem jak tak wdzięcznego psa można skatować - podsumowuje.
Prawo
Sprawy dotyczące znęcania się nad zwierzętami są trudne, bo zwierzęta nie potrafią mówić, a ludzie nie mają pojęcia o istnieniu ustawy o ochronie zwierząt - ocenia Cezary Wyszyński z fundacji Niedźwiedź. Ten temat jest zawsze z boku. Nawet policja bagatelizuje takie sytuacje twierdząc, że ma poważniejsze przypadki. A jeśli nawet dojdzie do sprawy w sądzie, to albo brakuje dowodów winy, albo szkodliwość czynu jest niska, dlatego przeważnie kończy się ona umorzeniem - dodaje Wyszyński.
Na mocy ustawy o ochronie zwierząt z 1997 roku, za zabijanie zwierząt z naruszeniem przepisów, albo za znęcanie się nad nim, grozi kara pozbawienia wolności do roku, ograniczenia wolności albo grzywna. Jeżeli sprawca działa ze szczególnym okrucieństwem, podlega karze pozbawienia wolności do lat 2. Sąd może też orzec nawiązkę w wysokości od 25 zł do 2500 zł na rzecz Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Polsce albo na inny cel związany z ochroną zwierząt.
Zobacz także: www.ozzy.dog.pl
Agnieszka Niesłuchowska, Wirtualna Polska