Śmierć przed kolacją
Nie wiadomo, gdzie dwaj bracia znaleźli
niewypał. Próba dotarcia do jego wnętrza zakończyła się tragiczną
eksplozją. Chłopcy przebywali u dziadków w Kałkach Dolnych.
Rodzinną tragedię opisuje "Gazeta Lubuska".
Niewielki dom Żaków stoi na samym początku Kałek Dolnych. Na ścianie czerwona tabliczka z napisem "sołtys". Był poniedziałkowy wieczór. Marian Żak akurat oglądał w telewizji "Wiadomości". Żona przygotowywała kolację. Zamęt był tego dnia większy niż zwykle, gdyż na kilka dni przyjechał z Żar starszy z wnuków - szesnastoletni Damian. Młodszy o trzy lata Patryk mieszkał z dziadkami w Kałkach. Chłopcy właśnie skończyli kosić trawnik, umyli się i zniknęli w swoim pokoju. Za chwile miała być kolacja.
- Gdy usłyszałem huk byłem pewien, że eksplodowała butla z gazem, opowiada dziadek. - Jednak okazało się, że to stało się w pokoju chłopców. Wyszedł z niego pokrwawiony Patryk. Damian leżał w kałuży krwi, bez ręki, bez nogi... - Życie jeszcze się w nim tliło, jednak po chwili poruszył głową i... zmarł, wykrztusił pan Marian. - Patryka odwieźli do szpitala. W nocy zadzwonili, czy wyrażam zgodę na operację. Wyjmowali z jego ciała odłamki.
Kto jest winien? Czy ktoś jest winien? Dziadkowie nie mogą sobie wybaczyć, że nie dopilnowali. Ale czy mogli upilnować dwóch nastolatków, którzy chcieli coś ukryć? Czy mogli przypuszczać, że aby wydobyć proch wnuk będzie próbował dostać się do wnętrza pocisku?
Chłopcy z Kałek i okolicy twierdzą, że z niewypałami są "oznajomieni". Cytując jednego z nich jest ich jak kartofli - miejscowi złomiarze organizują nawet na ich zbiór wyjazdy w okolice Zasieków. We wtorek, po sygnale dzieci z Kałek, policjanci zabezpieczyli kolejne dwa niewypały. Czekają na saperów. (PAP)