SLD płaci cenę za niefrasobliwość
Sojusz płaci dziś cenę za własną niefrasobliwość, pobłażliwość wobec występków swoich kolegów, brak komunikacji społecznej - powiedział lider SLD Józef Oleksy.
Mając 40% poparcia, rząd nie zabiegał o jego utrzymanie, o które trzeba nieustannie zabiegać. Zdobywa się je wtedy, kiedy na przykład tłumaczy się obywatelom, co się robi i dlaczego właśnie tak się postępuje - mówił Oleksy na spotkaniu z działaczami SLD i mieszkańcami Pabianic (Łódzkie).
Przypomniał, że Sojusz obiecał na przykład, że przywróci normalność, ale nigdy nie zdefiniował, co ta normalność ma oznaczać i dlatego każdy rozumiał ją na swój sposób i do tego się odnosił.
Oleksy zwrócił również uwagę, iż miał dużo zastrzeżeń do działań Leszka Millera, kiedy będąc premierem w ciągu półtora roku wymienił kilkunastu ministrów i nigdy, zdaniem Oleksego, ani opinii publicznej, ani członkom Sojuszu nie wyjaśnił dlaczego.
Lider SLD przyznał, że lewica jest rozbita po secesji Marka Borowskiego. Nie musi się ona jednoczyć organizacyjnie, ale jak twierdzi Oleksy, musi być gotowa do pójścia razem do wyborów, musi mieć jednego kandydata na prezydenta, jedną listę do Sejmu i Senatu.
Nie dajcie posłuchu tym, którzy w mediach twierdzą, że SLD jest przeszkodą w przyjęciu takiej wspólnej linii, to faryzeizm, ponieważ wiemy wszyscy, kto się tej wspólnej linii sprzeciwia; to Socjaldemokracja - powiedział Oleksy.
Według niego, jeden, wspólny, kandydat lewicy na prezydenta ma większą szansę niż dwóch, aby dostać się do drugiej tury wyborów, a tam wystarczy mieć sto głosów więcej, aby wygrać. Oleksy podkreślił, że jest zwolennikiem wspólnego lewicowego bloku, bo nie ma różnic programowych, a jedynie osobiste i personalne.