Skopany za nic
Mam ranę na głowie, bolą mnie plecy i nogi. Zostałem skopany za nic. Nie mogę się ruszać. Policjanci pobili mnie, bo nie chciałem przyjąć mandatu - nie może uwierzyć Artur Jakubowicz. - Jestem normalnym, spokojnym człowiekiem.
13.05.2004 | aktual.: 13.05.2004 09:06
Wczoraj, jak co dzień jechał z Krakowa do pracy w Wieliczce, do piekarni. Na Wielickiej przy stacji Orlenu około godziny 4 nad ranem został zatrzymany do kontroli drogowej.
- Policjant, który podszedł do samochodu stwierdził, że zostanę ukarany za brak pasów bezpieczeństwa. Moje tłumaczenia, że pas odpiąłem już po zatrzymaniu samochodu, by wyciągnąć dokumenty z wewnętrznej kieszeni kurtki nic nie dały - mówi Artur Jakubowicz. - Policjant nie uwierzył, mimo że pas nie zdążył się jeszcze zrolować.
Policjanci zaproponowali 200 zł mandatu. Zatrzymany sprzeciwił się i zaproponował wyjaśnienie sprawy w sądzie grodzkim. Po chwili został wezwany do radiowozu.
- Policjant był wściekły, że nie chciałem podpisać mandatu. Dowiedziałem się, że stracę dowód rejestracyjny, ponieważ mam pęknięte szkło w tylnym reflektorze. Mandatu nadal nie chciałem przyjąć, więc policjanci kazali mi wrócić do samochodu - relacjonuje Artur Jakubowicz.
Zdenerwowany zaczął palić papierosa przy samochodzie. To stało się pretekstem dla mundurowych, że nie wykonuje ich poleceń i nie siedzi w aucie.
- Rzucili mnie na maskę, zostałem kopnięty w krocze, potem upadłem. Kopali mnie po głowie i po plecach. Wyzywali od szmaciarzy, powiedzieli, że nie takich frajerów gnoili - relacjonuje zdenerwowany pan Artur.
Funkcjonariusze kazali mu opróżnić bagażnik, w którym przewoził opony. Jak mówi, to była kolejna okazja do bicia. Mandat w końcu podpisał. Bał się, że znowu zostanie uderzony.
- Poprosiłem tych funkcjonariuszy o nazwiska i zapowiedziałem, że pojadę na najbliższy komisariat zgłosić pobicie. Nazwisk mi nie podali, za to powiedzieli, że zgłosili dyżurnemu, iż to ja ich pobiłem, a poza tym, żebym pamiętał, że z policją nikt nie wygrał - opowiada Artur Jakubowicz. - Dowód osobisty i prawo jazdy mi rzucili. Nie dostałem żadnego potwierdzenia, że odebrano mi dowód rejestracyjny samochodu.
Artur Jakubowicz na najbliższym komisariacie złożył zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez fukcjonariuszy. - Tam na szczęście przyjęto mnie bardzo życzliwie - zaznacza.
Wykonana obdukcja lekarska potwierdza, że Artur Jakubowicz doznał obrażeń. - Siniaki na plecach, brzuchu, boli mnie noga i plecy, mam ranę na czole - wymienia poszkodowany. Krakowska drogówka nie chce komentować jeszcze całego zajścia.
- Trwa postępowanie wyjaśniające - informuje Ryszard Grabski, naczelnik Wydziału Ruchu Drogowego KMP. - Zabezpieczone w tej sprawie materiały zostały przekazane prokuraturze. Nie chcę oceniać tego co się stało. Trudno być sędzią we własnej sprawie.
Naczelnik nie potrafi wyjaśnić, dlaczego policjantom mogło zależeć na tym, by kierowca przyjął mandat. - Wniosek do sądu grodzkiego to jeden dokument do wypełnienia więcej, ale to dla policjantów nic nadzwyczajnego - zaznacza.
Funkcjonariusze, których oskarżono o pobicie pracują w drogówce niecałe pół roku. Jeden przeszedł do WRD spoza Krakowa, drugi z innego wydziału. Po zajściu zgłosili dyżurnemu użycie siły wobec zatrzymanego kierowcy. Obaj, jak zbadano od razu, byli trzeźwi. Nie zostali zawieszeni w pełnieniu obowiązków, obaj ciągle są w służbie.
- Najpierw musi być decyzja prokuratorska i zakończone postępowanie dyscyplinarne - zaznacza naczelnik Grabski. - My ze swej strony zrobiliśmy wszystko, żeby sprawa jak najszybciej się wyjaśniła. Teraz znamy jedynie wersję kierowcy. Dziś decyzję w tej sprawie podejmie prokurator.
W wersję męża wierzy Monika Jakubowicz. - Mąż nigdy się z policjantami nie kłócił, przyjmował mandaty. Nie jest człowiekiem, który szukałby zwady - zapewnia. - Gdyby naprawdę pobił funkcjonariusza to przecież by go skuli kajdankami i odwieźli na komisariat, a nie puszczali wolno. Mamy policjantów w rodzinie, ja staram się o przyjęcie do służby.
Wszystkich, którzy byli świadkami tego zdarzenia ok. godz. 4.15 na ulicy Wielickiej prosimy o kontakt z naszą redakcją pod numerem telefonu 6-888-244.
Monika Chylaszek-Jarosz