Po jednym z przedwakacyjnych programów „Tygodnik polityczny Jedynki” prowadzonym przez, nomen omen, Kwiatkowskiego Andrzeja myślałam, że Andrzej L. choć troszkę zmądrzał. Redaktor Kwiatkowski chlapnął wywód o wirtualności rezerwy rewaluacyjnej, ponieważ pan Andrzej L. proponował... nie, nakazywał wykorzystanie jej celem uzupełnienia dziury. Pewnie chodziło o dopłaty do rozsypanej pszenicy. W każdym razie prof. Zyta Gilowska słusznie pouczyła wtedy redaktora, nomen omen, Kwiatkowskiego, iż rzeczony program telewizyjny nie jest po to by douczać posła L. W dodatku wywód redaktora był dennie idiotyczny i odsłonił pustotę tamtej debaty.
Jednak poseł L. podówczas popełnił kilka dobrych uwag (serio, serio!!) o konieczności naprawy finansów publicznych, równowadze budżetu, chyba nawet obniżkach podatków w taki sposób, żeby nie dotknąć najbiedniejszych, a jednocześnie wspomóc rozwój przedsiębiorczości. Pomyślałam tego wieczora, pamiętam jak dziś, że poseł dojrzewa, rozwija się, umoralnia, pogłębia swoje wnętrze... Ucieszyłam się, ujrzałam promyk nadziei na lepsze jutro... Może pojutrze...
A dziś czytam znów, że „bezczelnością” jest wstrzymanie waloryzacji świadczeń dla emerytów, rencistów i bezrobotnych! Wykopaliska typu: rezerwy NBP, OFE. O co chodzi? Być może pan poseł nazbyt zasugerował się nazwą. To, że fundusze owe są otwarte nie znaczy, iż można sobie z nich coś tam brać i rozdawać. Owszem, mogą one inwestować, ale na pewno nie w wypłaty dla bezrobotnych czy rencistów! A emeryci jeszcze kilka lat na pierwsze apanaże muszą poczekać.
Co dzień, to obyczaj! Już mi się wydaje, że dno zostało osiągnięte, a tu nagle odgarniane są kolejne warstwy mułu w którym musimy się taplać. Skąd on, „skondon” się urwał? „Skondoni”, ci nasi posłowie?! Kto ich wybiera, kto się za nich wstydzi? Czy ktoś z Was się przyznaje do Pana Andrzeja? Ino odwagi, ludzie!