Skacze przez płot, by dostać się do domu
Zawzięci sąsiedzi i bezradność urzędników
sprawiły, że Artur Sadzikowski, by dostać się na własną posesję,
skacze przez płot. O sprawie piszą "Super Nowości".
16.08.2007 | aktual.: 16.08.2007 00:43
Będę musiał zrobić sobie lotnisko na dachu i kupić helikopter - tak z gorzkim uśmiechem Artur Sadzikowski komentuje sytuację, w której się znalazł. W wyniku toczącego się od lat sporu o drogę dojazdową, a teraz zawziętości sąsiadów, mężczyzna dostaje się do domu skacząc przez płot.
Od wielu lat mieszkańcy trzech domów (Grandusów, Woźniaków, Sadzikowskich) przy ul. Za Bursą w Jaśle mogli dojechać do swoich posiadłości wyłącznie drogą obciążoną służebnością na ich rzecz, a będącą częścią działki państwa Płanetów. Mieliśmy nią jeździć, dopóki nie powstaną tu planowane wtedy przez Urząd Miasta bezpośrednie dojazdy do naszych posiadłości. Plany uległy jednak zmianom i dojazdy nigdy nie powstały - opowiada Artur Sadzikowski, właściciel jednego z trzech domów.
Problem rozpoczął się w 2006 r., kiedy to Płanetowie uzyskali sądowe prawo własności działki, a sąd zdjął z niej służebność - relacjonuje gazeta. Jeżdżący tamtędy sąsiedzi od tej chwili nie mogli już tego robić. Jak mówi Sadzikowski, miasto pod jego nieobecność oddało teren na drogę dojazdową do Grandusów i Woźniaków, nie obligując ich do tego, by umożliwili przejazd Sadzikowskim. Niedawno Płanetowie postawili na drodze ogrodzenie, Grandusowie również. Tym samym odcięto mnie od świata. Żyję jak w getcie, a do domu wchodzę, dzięki uprzejmości innego sąsiada, który pozwala mi przeskakiwać przez swoje płoty - opowiada Sadzikowski "Super Nowościom".
Pytany o sprawę zastępca burmistrza Andrzej Kachlik przyznaje, że kiedyś Rada Miasta wykreśliła z planu zagospodarowania przestrzennego tzw. sięgacz, który pozwalałby na dojazd do tych domów. Możliwość połowicznego rozwiązania problemu pojawiła się, gdy miasto otrzymało w spadku pobliską posiadłość. Tym samym mogliśmy ustanowić przez tą działkę służebność na rzecz dwóch domów Grandusów i Woźniaków - tłumaczy Kachlik.
Jak dodaje rozmówca "Super Nowości", władze myślały o tym, aby zobligować obydwie rodziny do zezwolenia na przejazd Sadzikowskim. Niestety, te odmówiły. Urząd nie może ustanowić służebności na czyjejś działce. Sadzikowskim pozostaje tylko wstąpienie na drogę sądową - dodaje Kachlik. (PAP)