Senator Stokłosa i padlina
Senator Henryk Stokłosa próbuje ukryć dowód przestępstwa wielkości boiska piłkarskiego - zakopaną w ziemi padlinę, która miała być utylizowana, a zatruwa glebę.
Środa, 10 sierpnia - śmierdzi
Śmiłowie, 12 kilometrów od Piły, śmierdzi bardziej niż zwykle. Normalnie wyziewy z zakładu utylizacji Henryka Stokłosy wywołują tylko mdłości, tego dnia szczypią w oczy. W nocy ktoś zaorał i zalał gnojowicą pole kiełkującego zboża na terenie zakładu, które przykrywa cmentarzysko padłych zwierząt. Prawdopodobnie zaorał dowód gigantycznego przestępstwa ekologicznego. Pięć dni wcześniej Komenda Powiatowa Policji w Pile wydała oświadczenie. Jest w nim mowa o szczątkach zwierzęcych znalezionych przez służby sanitarne w zakładach Stokłosy Farmutil HS. Kończy się informacją: ,Teren, na którym dokonano oględzin, jest w chwili obecnej zabezpieczany przez policję". Teren zabezpieczony nie był.
Piątek, 22 lipca - dostawa padliny
Ta historia zaczyna się wieczorem. Ciężarówki Farmutilu prosto z trasy zwożą tony padliny na miejsce, gdzie wkrótce wzejdzie zboże. Pracownik firmy Stokłosy anonimowo: - Ciężarówki powinny jechać do zakładu utylizacji, jednak kierowano je na pole. Był taki moment, że senator robił to osobiście. Zdaje się, że w części zakładu była jakaś awaria.
W następnych dniach do Stowarzyszenia Ekologicznego Przyjaciół Ziemi Nadnoteckiej wpłynie od pracowników Farmutilu sześć niezależnych doniesień o cmentarzysku padłych zwierząt. - Otrzymywaliśmy liczne potwierdzenia tych informacji. Kiedy byliśmy już pewni, postanowiliśmy działać - mówi Irena Sienkiewicz, prezes Stowarzyszenia.
Sobota, 30 lipca - mięso na drodze
Na ulicy Śmiłowskiej w Kaczorach z padlinowozu Farmutilu wypada padlina. Mieszkańcy Kaczor (chcą zachować anonimowość) robią zdjęcia.
Niedziela, 31 lipca - biją nauczycielkę
Maria Malita, nauczycielka z Kaczor i członkini Stowarzyszenia Ekologicznego Przyjaciół Ziemi Nadnoteckiej, odbiera zdjęcia padliny od autorów. Kiedy wraca późnym wieczorem do domu, zostaje pobita przez dwóch mężczyzn. Zgłasza to na policję, robi obdukcję. - To było około północy, bo o tej godzinie w Kaczorach wyłączane jest uliczne oświetlenie. Obaj bili mnie po twarzy - opowiada.
Wtorek, 2 sierpnia - jak tam wejść?
Grupa ekologów zjawia się rano w Komendzie Powiatowej Policji w Pile. Irena Sienkiewicz składa doniesienie o popełnieniu przestępstwa ekologicznego. Komendant Mirosław Wegner nie chce spotkać się z ekologami. Dziennikarzom mówi: - Jeśli faktycznie miał miejsce taki przypadek, zostanie powołana specjalna grupa dochodzeniowa. Jeszcze dziś policjanci pojadą na miejsce wraz z wojewódzkim inspektorem ochrony środowiska, sanepidem i lekarzem weterynarii i dokonają oględzin. Być może weźmie w nich udział prokurator. Policjanci jadą do Śmiłowa. Dowodzi zastępca komendanta powiatowego Wiesław Dobrzyński. Wyprawa kończy się przy bramie Farmutilu - senator dalej funkcjonariuszy nie wpuszcza.
Wpuszcza za to inspektorów sanepidu, wojewódzkiego inspektoratu ochrony środowiska (WIOŚ) oraz powiatowego lekarza weterynarii. Policjanci nie upadają na duchu - występują do Prokuratury Rejonowej w Chodzieży o wydanie nakazu przeszukania terenu Stokłosy. Nie dostaną go. Zastępca prokuratora rejonowego w Chodzieży Maria Rogacka: - Doniesienie o popełnieniu przestępstwa to zbyt mało na wydanie postanowienia o przeszukaniu.
Środa, 3 sierpnia - tam nic nie ma
Zastępca komendanta powiatowego policji Wiesław Dobrzyński mówi dziennikarzom: - Przedstawiciele służb sanitarnych na wskazanym terenie nie zauważyli świeżych śladów naruszenia ziemi. Rosła na nim trawa, drzewa, a zdarzenie, o którym mowa, miało mieć miejsce przecież niedawno. Dochodzenie wprawdzie trwa, ale w przypadku braku dowodów zostanie umorzone.
Czwartek, 4 sierpnia - ziemia się rusza
Wiadomo, dlaczego inspekcja niczego nie wykryła. Dyrektor pilskiej delegatury wojewódzkiego inspektoratu ochrony środowiska Marek Duraj: - Tego dnia moi ludzie oglądali teren zza szyby samochodu, niewiele było widać. To nie była oficjalna kontrola i nie sporządziliśmy z niej protokołu. Dopiero teraz rusza oficjalna kontrola z udziałem policji - nie w miejscu, gdzie rosną trawa i drzewa, ale tam, gdzie wcześniej posiano zboże. - Wykonane zostały próbne odwierty, które potwierdziły zakopanie w tym miejscu szczątków zwierzęcych. Zalegają na głębokości od kilkudziesięciu centymetrów do około dwóch metrów - mówi nam Marek Duraj.
- Co tam leży? - pytamy.
- Tam jest wszystko. I kości, i szczecina, i miękka tkanka. Rozdrobniona masa.
Policjant z ekipy kontrolnej anonimowo: - Ta ziemia się rusza. Strach po tym chodzić. Przez odwierty wykonane dla pobrania próbek wydobywają się gazy. Piątek, 5 sierpnia - jednak coś jest
W Komendzie Powiatowej Policji w Pile naradzają się policjanci i przedstawiciele służb sanitarnych. Marek Duraj, szef pilskiej WIOŚ, oświadcza: - To nie jest taczka ani dwie, ani nawet dwie wywrotki. Nie ma wątpliwości, że szczątki pochodzą z Farmutilu. Znajdują się na ogrodzonym terenie zakładu.
Prokurator Rogacka: - Według moich informacji są to stare kości.
Niedziela, 7 sierpnia - kiełbasa za złotówkę
Henryk Stokłosa, kandydat na senatora, funduje główną nagrodę - sześć tysięcy złotych - w konkursie hippicznym w nieodległym od Śmiłowa Dziembówku. Farmutil wystawia punkt gastronomiczny, w którym za złotówkę można kupić porcję kiełbasy z musztardą i pieczywem. - W każdej chwili szczątki padłych chorych zwierząt mogły zostać rozniesione po okolicy przez dziką zwierzynę. Tuż obok cmentarzyska płynie ciek wodny Radacznica, który wpływa do jeziora Kopcze. Nie widać żadnych skutecznych działań odpowiednich służb - denerwuje się ekolog Marek Kąckowski z Polskiej Inicjatywy Agrośrodowiskowej.
Poniedziałek, 8 sierpnia - chorągiewki w górę
41 osób - ekologów i dziennikarzy - z różami w dłoniach rusza drogą obok Farmutilu, żeby zobaczyć, co się dzieje z cmentarzyskiem. Drogę blokuje 70 pracowników Stokłosy. Podobna grupa odcina ekologom i dziennikarzom odwrót. Krzyczą: - Przyszliśmy bronić szefa! 2,5 godziny później przyjeżdża sześciu policjantów - Stokłosa złożył doniesienie o wtargnięciu na prywatny teren. Przybywają kolejni policjanci - coraz wyżsi rangą - w końcu zjawia się sam komendant Dobrzyński. Mówi tak: - Nie wiadomo, co z tym zrobić. Może się okazać, że to prawdziwa bomba ekologiczna. Jej powierzchnia wynosi około sześciu tysięcy metrów.
Do ekologów dociera wieść, że inspektorzy WIOŚ nie zostali tego dnia wpuszczeni na teren Farmutilu. Wieczorem ekolodzy pójdą protestować przed Urząd Gminy w Kaczorach.
Protest pokazuje na żywo program TVP3. Ekologów wygwizdują zwiezieni autokarami pracownicy Stokłosy, nawet z odległych o sto kilometrów Koziegłów. Są agresywni. Krzyczą, zaczepiają, prowokują zgromadzonych mieszkańców gminy. Machają chorągiewkami z logo Farmutilu. - Z ewidencji gruntów w starostwie wynika, że działka, na której położona jest droga, gdzie zatrzymano dziennikarzy i ekologów, jest własnością gminy - mówi starosta pilski Leszek Partyka poznańskiemu ,Teleskopowi".
Znowu środa, 10 sierpnia - nic się nie stało
Rzecznik prasowy Farmutilu Marek Barabasz: - Inspektorzy zadeptali uprawy, więc stały się bezużyteczne. Dlatego zaoraliśmy ten teren. Marek Duraj nie chce już z nami rozmawiać. Senator Stokłosa złożył na niego skargę do głównego inspektora ochrony środowiska. Nieoficjalnie dowiadujemy się, że senator zarzucił Durajowi stronniczość oraz instruowanie współpracowników, jak należy pisać raporty. Doniósł też na niego do Prokuratury Rejonowej w Pile - na senatorskim papierze firmowym. Stokłosa pisze, że wykonując mandat senatora, z wiarygodnych źródeł dowiedział się o przekroczeniu przez Duraja uprawnień i działanie na szkodę interesu publicznego. Duraj miał przyznać jednej z pracownic nagrodę, której kwota została zawyżona. Inspektorzy WIOŚ znowu nie zostają wpuszczeni na teren Farmutilu. Nie pomaga asysta czterech policjantów z Komendy Powiatowej Policji w Pile. Kontrolerzy wycofują się i składają w komendzie doniesienie o popełnieniu przestępstwa - utrudnianiu wykonywania obowiązków służbowych. Senator składa w
tym samym miejscu doniesienie na ekologów i dziennikarzy, że weszli na jego teren.
Anna Stokłosa, żona senatora, do grupy dziennikarzy: - Przede wszystkim to nie żadna padlina, nie żadne resztki, są to jakieś odpady, które kiedyś tam się składowało, bo nie było tego zakładu. Zakład już istnieje przeszło 20 lat, kiedyś można było to składować i się składowało. To są po prostu jakieś tam kości. Pewne rzeczy są po prostu kiedyś kopane - tak jak człowiek jest kopany w ziemi, tak i to było kopane.
Czwartek, 11 sierpnia - zatruta woda
Inspektorzy WIOŚ nie zostają wpuszczeni na teren Farmutilu. Pracownicy Stokłosy ogłaszają protest i wysuwają cztery postulaty: natychmiastowego zwolnienia z pracy szefa pilskiego WIOŚ Marka Duraja, przeprowadzenia kontroli bez udziału mediów i osób postronnych, publicznego odwołania wszystkich ocen i opinii przekazanych dotąd przez kontrolujących prasie, radiu i telewizji, przeprowadzenia kontroli działania Stowarzyszenia Ekologicznego Przyjaciół Ziemi Nadnoteckiej.
Sanepid w Pile znajduje bakterie chorobotwórcze w wodzie pitnej na terenie gminy Kaczory (leży tam Śmiłowo). Pytamy rzecznika prasowego KPP w Pile Sebastiana Sobańskiego, dlaczego policja nie zabezpieczyła miejsca, gdzie zakopano padlinę. Mówi: - Kontrolę prowadzą inspektorzy WIOŚ. Ta sprawa nie leży w gestii policji.
Piątek, 12 sierpnia - nie tylko kości
Ewa Masternak-Juś, prokurator rejonowy w Chodzieży: - Znajdują się tam zarówno stare kości, jak i sierść oraz tkanki miękkie, o których informował WIOŚ.
Pracownicy Farmutilu protestują - oflagowali zakład. Na drogach nie widać ani jednego padlinowozu. Samochody przeznaczone do transportu zwierzęcych odpadów nie wyjeżdżają z terenu zakładu ani tam nie wjeżdżają.
- Mamy zapewnienie wojewody, że w dalszych czynnościach nie będą uczestniczyć inspektorzy z pilskiej delegatury WIOŚ. W związku z tym, że kontrolę będą prowadzić inspektorzy z Poznania i Leszna, nie będziemy wstrzymywać produkcji - mówi rzecznik firmy senatora Stokłosy.
Członkowie Stowarzyszenia Ekologicznego Przyjaciół Ziemi Nadnoteckiej nie mogą zbliżyć się do cmentarzyska - drogę, którą starostwo uznaje za publiczną, blokują auta i traktory Farmutilu. - Jesteśmy przekonani, że oni będą chcieli wykopać padlinę. Teraz jest weekend. Przez dwa dni mogą to zrobić - mówi Marek Kąckowski.