PolskaSeks dla samouków

Seks dla samouków

Choć poziom wiedzy nastolatków o seksualności często jest żenujący, MEN w sprawie edukacji seksualnej nie planuje żadnych zmian.

Seks dla samouków
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

04.08.2008 | aktual.: 06.08.2008 11:06

Ludwik nalewany do penisa, by się zwiększył, podjadanie mamie tabletek antykoncepcyjnych, leczenie się z grzesznego homoseksualizmu, czy ekologiczne karmienie piersią jako zabezpieczenie przed ciążą. To rzeczywistość stanu wiedzy czy raczej niewiedzy polskich nastolatków o seksualności i dojrzewaniu.

W szkole jak za Giertycha

Mój chłopak wlał sobie ludwika do penisa, żeby był większy. Czy to zagraża mojemu zdrowiu? – czyta w SMS-ie dyżurująca edukatorka seksualna, Aleksandra Teliszewska. Pytanie przyszło na telefon Wakacyjnego Pogotowia Pontonowego, gdzie młodzi ludzie szukają pomocy u edukatorów seksualnych, telefonicznie i SMS-owo. Pewna dziewczyna pisze, że dużo starszy wuj często ją odwiedza, zamyka się z nią w pokoju i dotyka w niepokojący sposób, a ona nie wie, co robić, i bardzo się boi. Zastrzegła jednak, by do niej nie dzwonić. 15-latek martwi się krzywym penisem, 13-latka – brakiem okresu, a 16-latka podejrzewa nadżerkę (według opisów w kolorowym pisemku dla dziewcząt), ale nie chce rozmawiać z rodzicami i wstydzi się pójść do lekarza.

Aleksandra Teliszewska jest psycholożką, ma 27 lat. Edukuje od trzech lat. W Warszawie jest jednym z 14 wolontariuszy edukatorów seksualnych, dołączyło do nich kilku w Gdańsku. Docierają z Grupą Ponton tam, gdzie znika poczucie bezpieczeństwa, na prośbę, częściej na rozpaczliwe wołanie o pomoc młodych ludzi, którzy toną w seksualnej niewiedzy. Podczas wakacji Ponton służy młodzieży pomocą w ramach Wakacyjnego Pogotowia Pontonowego, w czasie roku szkolnego jego członkowie prowadzą zajęcia w szkołach i domach dziecka, w ramach edukacji rówieśniczej w sprawach dojrzewania, antykoncepcji, profilaktyki chorób przenoszonych drogą płciową i zdrowia reprodukcyjnego. Edukatorzy wolontariusze mają zwykle od 18 do 30 lat, by mogli być akceptowani przez młodzież w gimnazjach i szkołach średnich jako „rówieśnicy”. Młodziutko wyglądająca psycholożka edukatorka Ola (zdrobnieniem imienia zmniejsza dystans) już się zastanawia, czy przyznawać się do wieku. Ta dwudziestka ochotniczych edukatorów seksualnych działających przy
Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny wraz z zawodowymi edukatorami seksualnymi, których zatrudnianie leży w gestii dyrektorów szkół, i akcjami Towarzystwa Rozwoju Rodziny na rzecz edukacji seksualnej to bardzo niewiele. Na mapie Polski są białe plamy lub czarne dziury, jak kto woli, w edukacji seksualnej młodzieży. Uznaje się ją bowiem w niektórych środowiskach za grzeszną i popychającą do szybkiego rozpoczynania współżycia wśród nastolatków. Jedną z ofiar braku przygotowania do wejścia w seksualną dorosłość okazała się 14-latka z Lublina. Gdyby w swojej szkole miała szanse na szeroko pojętą edukację seksualną, pewnie nie musiałaby dokonywać dramatycznych wyborów i funkcjonować w opinii publicznej jako „Agata” – małoletnia ciężarna, której państwo prawa z trudem zapewniło pomoc. Podczas wakacyjnego dyżuru ubiegłego lata do edukatorów z Pontonu zgłosiło się 15 nastolatek w ciąży. Młodociane matki przyznają się do różnych motywacji podjęcia życia seksualnego. Badania CBOS dla Kampanii na rzecz
Świadomego Macierzyństwa „Kiedy 1+1=3” pod patronatem Towarzystwa Rozwoju Rodziny i Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego pokazują, że romantyczne zakochanie i chęć okazania uczuć partnerowi, ale i naciski grup rówieśniczych, powszechnie obowiązująca atrakcyjność seksu są najważniejszymi powodami inicjacji seksualnej. Matki nastolatki ulegały też presji partnera w różnych okolicznościach. Stan zakochania i wiara, że nie zajdą w ciążę, okazały się złudne. – Wiedza powinna wyprzedzać doświadczenia, dlatego młodzież musi otrzymać wiedzę, a nie utwierdzać się w mitach, takich jak ochronna rola miesiączki uniemożliwiająca zajście w ciążę – podkreśla doświadczona pedagog, dyplomowana specjalistka ds. edukacji seksualnej, Bożena Brzezińska.

Nie w każdej szkole zatrudnia się edukatorów seksualnych, bo przedmiot wychowanie do życia w rodzinie stanowi jedną ze ścieżek edukacyjnych, ale nie jest obowiązkowy. Formalnie decyduje dyrektor placówki, na decyzję wpływ mają rodzice czy księża, ale nie młodzież. Luki w tym przedmiocie są skądinąd zrozumiałe jako pokłosie rządów najbardziej znanego młodzieży ministra oświaty od amnestii i mundurków, Romana Giertycha. Jego poglądy nie akceptowały „seksu” na lekcjach, gdzie nad tablicami wisi krzyż, rzadziej orzeł. W jednym z ważniejszych dokumentów zwycięskiej partii obecnego premiera Donalda Tuska, „Państwo dla obywateli, plan rządzenia 2005-2009” w rozdziale III.2. („Oświata”) we wprowadzeniu napisano ogólnie: „Oświata kształtuje szanse dzieci i młodzieży szkolnej na rozwój osobisty, zdolność do pełnego uczestnictwa w kulturze, życiu społecznym i powodzenie w przyszłej pracy zawodowej. (...) Oświata pochłania znaczne środki z budżetu centralnego, stanowi znaczący udział w wydatkach samorządów
terytorialnych i w budżecie każdej rodziny. Skupia zainteresowanie, pośrednio lub bezpośrednio, wszystkich obywateli”. I co? Jeśli to zainteresowanie skupia się na polu edukacji takiej jak języki obce, oczywistej matematyki, do niedawna mało oczywistego wychowania fizycznego i najmniej oczywistych lekcji religii – szuka się w Ministerstwie Edukacji rozwiązań. Jeśli natomiast pytać niewygodnie, co z edukacją seksualną w szkołach – głucho. Na pytanie Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny o ewentualne zmiany programowe na rok 2008/2009 naczelnik Departamentu Kształcenia Ogólnego i Wychowania, Zenon Frączek, odpowiedział, nie pozostawiając wątpliwości, że MEN w sprawie edukacji seksualnej nie planuje żadnych zmian. Ostatnio nie ma ochoty nawet na rozmowę, w tej sprawie odsyła do Danuty Dzido z Departamentu Młodzieży i Wychowania, która zajmuje się m.in. wychowawczymi funkcjami szkoły i wychowaniem do życia w rodzinie. W pokojach nauczycielskich mówi się na boku o nauczycielach prowadzących zajęcia z
edukacji seksualnej: „ci od seksu”.

Szpilką w penisa i testy HIV

– Na dyżurze wakacyjnym jest ośmiu edukatorów, od początku lipca do końca sierpnia przyjmują pytania nastolatków za pośrednictwem SMS-ów. Jeśli pojawia się jakaś informacja o Wakacyjnym Pogotowiu Pontonowym w mediach, otrzymujemy 80-120 SMS-ów z prośbą o pomoc. Normalnie jest ok. 30 SMS-ów dziennie – wyjaśnia Aleksandra Teliszewska. Telefon rzadziej dzwoni, edukatorka przyznaje, że żałują z kolegami, że zamiast niektórych SMS-ów nie ma szans na rozmowę, jak w przypadku dziewczyny, najprawdopodobniej molestowanej przez wuja (tzw. zły dotyk) – wówczas szansa na pomoc byłaby większa. Pontonowe pogotowie wypłynęło już trzeci raz podczas wakacji, po liczbie zgłaszanych problemów widać, jaką lukę wypełnia. – Bardzo wiele jest pytań dotyczących antykoncepcji i zabezpieczania przed niechcianą ciążą. Wiele z zakresu asertywności i partnerstwa. Dziewczyny nie wiedzą, czy mogą prosić partnera o zabezpieczenie w postaci prezerwatyw, czy mają prawo odmówić zbliżenia – wylicza edukatorka. Doświadczenie Aleksandry i jej
kolegów, którzy są przeważnie psychologami i pedagogami (są też położna, polonistka i amerykanistka), pokazuje, że młodzieży brakuje podstawowej wiedzy z zakresu dojrzewania biologicznego i psychologicznego. – Bardzo smutny jest dla mnie motyw pytań: „jak nie zajść w ciążę, ale tak, by się nie zabezpieczać” – mówi młoda psycholożka. Dziewczęta czerpią wiedzę z kolorowych gazetek, w których znajdują porady, jak ubrać się na randkę, wydepilować w intymnych miejscach i gdzie znaleźć u partnera czułe miejsca, ale nie rzetelną wiedzę. Chłopcy instrukcji szukają często w filmach pornograficznych, w których aktorzy mają nadnaturalnej wielkości narządy, a cała akcja ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Z billboardów atakują ostatnio potężne postacie, których gesty muszą skojarzyć się seksem oralnym – to reklamy ciuchów dla młodzieży. Przy powszechnym oczekiwaniu zewnętrznej atrakcyjności i sprawności seksualnej nastolatki borykają z podstawowymi problemami, graniczącymi z zagrożeniami dla zdrowia.

Najświeższe badania CBOS na temat postaw i zachowań seksualnych młodych Polaków, przygotowane dla Kampanii na rzecz Świadomego Rodzicielstwa „Kiedy 1+1=3”, pokazują, że więcej niż połowa młodych ludzi inicjację seksualną odbywa pod wpływem emocji, bez środków antykoncepcyjnych (patrz: ramka). Prawie 10% ankietowanych przyznało się do pierwszego kontaktu seksualnego z przypadkowym partnerem. 30% z nich nie zastosowało żadnych zabezpieczeń. Lepiej wygląda to u nieco bardziej doświadczonych, przed ciążą i chorobami przenoszonymi drogą płciową zabezpieczało się 52,3% młodych odbywających stosunek z przygodnie poznaną osobą (27% ankietowanych).

Komunikat Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny „Po wakacjach bez zmian – Edukacja po Polsku” przytacza przykłady bezradności i niewiedzy młodzieży, która nie zwraca się do dorosłych ze sprawami swojej cielesności, eksperymentuje i naraża zdrowie: „Skóra nie chce mi się ściągnąć z żołędzia, czy to oznacza, że mam jakiś problem? Jeśli mam stulejkę i nie powiem o tym nikomu, to co się stanie, będę bezpłodny? A co się stanie, jeśli nie powiem o tym rodzicom?”. „Już drugi raz (ostatnio rok temu) zrobił mi się pryszcz na penisie (po którym do teraz mam znak) – pierwszy usuwałem dość drastycznie, m.in. szpilkami namoczonymi w spirytusie. Jak to usunąć? Czy to coś poważnego?”. Młodzież wstydzi się, nie zna języka, w którym może swobodnie rozmawiać o intymnych częściach ciała, brak im otwartości w rozmowach, tym bardziej śmiałości w stawianiu warunków gwarantujących bezpieczeństwo zdrowotne: „Od kilku miesięcy mam nowego chłopaka (...). Mój chłopak namawia mnie na pigułki i ja chciałabym je brać ze względu
na obawę przed ciążą (...), ale nie chcę zrezygnować z prezerwatywy, zanim nie będę miała pewności, że jest zdrowy, bo mój chłopak, że tak to ujmę, miał bogate doświadczenia z kobietami. Jednak jakoś tak głupio mi powiedzieć mu, żeby zrobił test na HIV. Nie wyobrażam sobie tego, myślę że może się zdenerwować, że go podejrzewam o takie rzeczy”.

Akcje zamiast edukacji

Często wychowanie do życia w rodzinie jest w programie szkoły, ale nie jest obowiązkowe dla uczniów. Umieszcza się je jako zapchajdziurę na drugiej lekcji, kiedy „poważne” zajęcia zaczynają się od trzeciej, albo na końcu, na ósmej godzinie, kiedy zmęczeni uczniowie wolą się urwać z lekcji. – Szczęście, jeśli lekcje prowadzi nauczyciel biologii, wie więcej od np. katechetów, którzy najczęściej prowadzą zajęcia – mówi Teliszewska. Przeważnie są to osoby niewykwalifikowane w edukacji seksualnej. Utrwalają bądź tworzą nowe mity. Elitarne III LO w Opolu, katechetka prowadzi lekcję wychowania do życia w rodzinie: „Dzieci urodzone drogą in vitro są niekochane i kupione za pieniądze”. – Córka nie chciała tego wpisać do zeszytu, zresztą wprost z podręcznika do religii, dostała dwójkę. Wypisała się z religii – mówi matka uczennicy, pracownica administracyjna Towarzystwa Rozwoju Rodziny. Do dyrektorki opolskiego TRR, Joanny Kaczmarczyk, docierają sygnały o tym, że katechetka autorytatywnie stwierdziła, że tabletki
antykoncepcyjne powodują niedorozwój dzieci, a spirala oplata szyjkę płodu i dziecko się dusi. Najlepsza antykoncepcja to „do szklanki”. Jeśli ktoś nie wie, niech się domyśli. – Wiele dziewcząt w to wierzy, w XXI w., w mieście wojewódzkim, w środku Europy – łapie się za głowę matka licealistki (prosi o anonimowość). Inne mity, z którymi spotykają się zawodowi edukatorzy i wolontariusze, to niemożność zajścia w ciążę, będąc dziewicą albo w określonej pozycji podczas stosunku. Inna katechetka (niestety, to ci prowadzący najczęściej odbierają młodzieży szansę na obiektywną wiedzę) zapewniała, że karmienie piersią gwarantuje ochronę przed zajściem w ciążę. Na podane przykłady obalające jej tezę wykrzyczała, że musi być „ekologiczne”! Przykłady można by mnożyć.

– Prowadziłem zajęcia z edukacji seksualnej w II klasach Zespołu Szkół Budowlanych we Wrocławiu, na lekcjach wychowawczych. Najważniejsze było wprowadzenie do tego, czym jest dojrzałość, różnice w zachowaniach chłopców i dziewcząt. Omawiałem prezerwatywy, spirale, inne środki antykoncepcyjne; młodzież, zwłaszcza dziewczęta, miała sporo pytań. Mówiłem też o wspólnej odpowiedzialności za skutki zbliżeń seksualnych – wyjaśnia były nauczyciel z Wrocławia. Uważa, że młodzieży takie zajęcia są potrzebne, zwłaszcza w małych miejscowościach – tam młodzi ludzie nie mają poradni, dostępu do seksuologów czy edukatorów. Na zajęcia prowadzone w stolicy przez kwalifikowanych edukatorów seksualnych z Pontonu rodzice każdorazowo muszą wyrażać zgodę na piśmie, nawet w przypadku uczniów pełnoletnich. Dla części rodziców temat seksualności i życia w rodzinie równa się kwestiom wiary, stąd odmowy.

– Mam poczucie, że to ci rodzice, z którymi dzieci nie mogą porozmawiać o dojrzewaniu, seksualności, ale i odpowiedzialności za siebie – przyznaje edukatorka z Pontonu. Uczą młodzież w gimnazjach i liceach Warszawy i w jej okolicach – tylko. Kiedy pedagog szkolna jednego ze stołecznych liceów otrzymała raport z zajęć i pytań młodzieży, wystraszyła się, że nie może go pokazać dyrekcji. – Mówimy o wszystkim, promujemy bezpieczne zachowania i zdrowy styl życia, sposoby zabezpieczania się przed chorobami i ciążą. Omawiamy naturalne i inne sposoby planowania rodziny, by młodzież mogła wybrać zgodnie ze swoją wiarą czy światopoglądem. Pokazujemy na fantomach, jak nakładać prezerwatywę, by skutecznie chroniła. Raport pokazał, jak bardzo młodzież potrzebuje takich zajęć – wyjaśnia Teliszewska. Warto pamiętać, że jednym z podstawowych elementów edukacji seksualnej jest neutralność światopoglądowa, obiektywność i znajomość tematu, młodzież to dostrzega. W ramach edukacji rówieśniczej promowane są asertywność i
partnerstwo, odpowiedzialność za siebie i partnera. – To wciąż niepopularne: prośba o przebadanie się partnerów przed podjęciem współżycia, jak o tym rozmawiać. Antykoncepcja to nie tylko kwestia dziewczyny – to wspólna sprawa. Dlaczego tylko ona ma za to płacić? – pytają edukatorzy. Mówią o różnych profilach przemocy i przymusu – często to najmroczniejsze sekrety młodych ludzi. O złym dotyku, o prawie do aborcji, do pomocy, do szacunku. I o tym, że lepiej się kochać, niż uprawiać seks. – Mówimy, że warto poczekać – dodaje Aleksandra Teliszewska z Pontonu.

Rada Krajowa SLD w końcu czerwca podjęła uchwałę w sprawie pilnego przedstawienia projektu edukacji seksualnej w szkołach, wzywając rządzącą koalicję „do zerwania z zaściankową, strachliwą biernością i uległością wobec obyczajowych i religijnych konserwatystów”. Różnorodność obyczajowa i prawna związków między ludźmi wymaga szacunku i rzetelnej wiedzy o płci i seksualności, podanej młodzieży przez przygotowanych pedagogów. Po to również, by kobieta znała uzasadnienie prawa do decydowania o własnym zdrowiu, by można było rozpoznać przemoc w rodzinie i przemoc seksualną. Ustawa o wychowaniu seksualnym ma równo 15 lat, edukacja seksualna zmieniła się na dziś obowiązujące wychowanie do życia w rodzinie, zmieniały się podręczniki, a nawet terminologia – od medycznej do pseudopoetyckich eufemizmów z czasów AWS. Była minister edukacji, Krystyna Łybacka, uważa, że edukacja seksualna to trend trwały, a nie lewicowa moda, proponuje „kryptonim: profilaktyka”: przy udziale lekarza rodzinnego z obowiązkiem w kontrakcie
NFZ prowadzenia działań profilaktycznych i czterema godzinami w szkole na omówienie tematów istotnych z medycznego punktu widzenia. Z resztą, według Łybackiej, nauczyciel przy dobrym podręczniku powinien sobie poradzić.

Magdalena Bober z firmy Gedeon Richter Plc. jest inicjatorem kampanii „Kiedy 1+1=3”. – Inspiracją do kampanii były niepokojące statystyki dotyczące nieodpowiedzialnych zachowań seksualnych młodych ludzi, a także niedostateczna wiedza na temat antykoncepcji w Polsce – mówi Bober. Namioty akcji stanęły w pięciu miastach (Kraków, Wrocław, Toruń, Gdańsk, Lublin), by w weekendy znaleźć się w miejscach odwiedzanych przez spacerowiczów i turystów. – Przychodzili nastolatkowie, studenci, rodzice z dziećmi. Rodzice mówili o potrzebie edukacji w tym zakresie: że szkoła nie wywiązuje się z tego obowiązku, że nauczyciele nie potrafią prowadzić lekcji z zakresu wychowania seksualnego. Pojawił się również problem rozmów rodziców z dziećmi – podsumowuje pierwszą akcję Magdalena Bober. Jak pokazują doświadczenia, młodzież potrzebuje neutralnej wiedzy przygotowującej do świadomego życia seksualnego i liczy na pomoc dorosłych. Co na to pani minister edukacji? Przecież to nie akcje ani wolontariusze, lecz rodzice i szkoła mają
obowiązek przygotować młodzież do trudnych sytuacji życiowych i chronić przed skutkami braku informacji (patrz: wykres). O to apelują organizacje kobiece i prorodzinne. Inni, np. samotni ojcowie czy światli duchowni, jeszcze stoją z boku.

Obowiązkowe wychowanie seksualne

Ponad 51% młodych Polaków uważa, że edukacja na temat życia seksualnego i środków antykoncepcyjnych w szkole jest niewystarczająca. Młodzież czerpie wiedzę (w tym również w zakresie środków antykoncepcyjnych) głównie od kolegów – 55,4% i z internetu – 43,9%, rzadziej od nauczycieli – 34,9% i z czasopism młodzieżowych – 32,6%. 72,9% oczekuje, aby taką wiedzę dostarczali im rodzice lub opiekunowie, szkoła – 61,6% oraz lekarz lub farmaceuta – 35,7%. Aż trzy czwarte młodych respondentów przyznało, że lekcje wychowania seksualnego powinny być obowiązkowe.

Źródło: Badanie CBOS „Postawy i zachowania seksualne młodych Polaków” przeprowadzone w ramach Kampanii na rzecz Świadomego Rodzicielstwa „Kiedy 1+1=3”.

Ten pierwszy raz

Z badania CBOS wynika, że wśród młodych ludzi w wieku 13-21 lat inicjację seksualną ma za sobą 36,8%. Średni wiek inicjacji seksualnej to 16,8 lat i jest on podobny zarówno wśród chłopców (16,6 lat), jak i dziewcząt (17 lat). Pierwszy kontakt seksualny zdecydowanie częściej deklarują chłopcy (40,5%) niż dziewczęta (33,0%). W wieku 13-15 lat inicjację seksualną przeżyło 7,9% młodzieży, w przedziale wiekowym 16-18 lat – już 37,4%, a w przedziale 19-21 lat – 60,1%. Pierwszy kontakt seksualny ma za sobą przede wszystkim młodzież z miast średniej wielkości (43,9%), na wsi i w większych miastach odpowiednio 31,4% i 37,4%. Ponad 60% deklaruje, że pierwszy kontakt seksualny odbywał się z użyciem antykoncepcji – zdecydowanie najczęściej (85,2%) była to prezerwatywa. Nie dotyczy to najmłodszych (13-15 lat), wśród których jedynie co czwarty (24,3%) podczas pierwszego stosunku seksualnego stosował jakiekolwiek środki antykoncepcyjne.

Edukacja potrzebna zwłaszcza w gimnazjum

Bożena Brzezińska, certyfikowana specjalistka ds. edukacji seksualnej z 18-letnim doświadczeniem, pracuje m.in. w Zespole Szkół Elektrycznych w Opolu

Nie można pominąć edukacji seksualnej na żadnym etapie edukacji szkolnej. Szczególną uwagę trzeba jednak zwrócić na młodzież gimnazjalną, która jest poddana trudnej zmianie środowiska szkolnego, wówczas najczęściej przechodzi pierwsze trudne doświadczenia: inicjację alkoholową, seksualną, narkotykową. Wiedza powinna wyprzedzać doświadczenia. W szkole średniej po inicjacji seksualnej jest już znaczna część młodzieży, u dziewcząt obniża się wiek inicjacji, często nie są przygotowane do podjęcia świadomej decyzji o rozpoczęciu współżycia, często nie pamiętają, z kim był ich pierwszy raz, bo inicjacji seksualnej towarzyszyła inicjacja alkoholowa. Nie mają wiedzy na temat bezpiecznych zachowań seksualnych (np. problemu przedwczesnego rodzicielstwa, chorób przenoszonych drogą płciową). To musi niepokoić.

Beata Dżon

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)