"Chodziło mi o prawdę"- powiedziała Anita Błochowiak. I te słowa, nieprawdopodobnie cyniczne, są znakomitym przyczynkiem do paplaniny SLD-owskiej, że dopuszczenie do głosu partyjnej młodzieży oczyści Sojusz - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
Jedni płaczą z bezsilnej złości, a inni - wedle naszej wiedzy m.in. Krzysztof Janik, szef partii - triumfują. Ośmieszyli komisję, której od dawna już nie mogli ścierpieć (dowodem cała publicystyka "Trybuny"). Udowodnili swoim (tym, którzy Rywina przysłali), że w tej partii nie porzuca się kumpli w potrzebie. Pokazali, że mimo zdrady rozmaitych Borowskich i Lewandowskich SLD wciąż jest silne, zwarte i gotowe - na wszystko. Także na rzucenie opinii publicznej wyzwania - w stylu Czarzastego - robimy, co robimy, i jesteśmy z tego dumni. Mimo to, co ta publiczność oglądała na ekranach w ciągu rocznej pracy komisji - komentuje publicysta gazety.
Ale dzisiejszy triumf może się okazać strzałem samobójczym dla przywódców SLD, którzy zdecydowali o takim głosowaniu. Bo opinia publiczna widziała, co widziała. Tak samo Sejm, który ma przyjąć lub odrzucić sprawozdanie, tak samo członkowie SLD. Dzięki temu kłamstwo, które udało się sprzedać jako oficjalne stanowisko komisji, nie będzie pewnie długo żyło. Sprawa Rywina, zamiast się zakończyć, może dopiero teraz zacząć się na dobre - pisze Juliusz Rawicz na łamach "Gazety Wyborczej".