Redakcję mamy w Niebie

Janusz, trzy lata po śmierci, nadal figuruje w stopce jako redaktor naczelny. Czuję wyraźnie jego opiekę nad pismem, jakby prawdziwa redakcja była tam, u góry – mówi Małgorzata Kotarba, wydawca magazynu muzycznego „RUaH”.

Redakcję mamy w Niebie
Źródło zdjęć: © WP.PL

24.02.2006 13:11

W niewielkiej siedzibie krakowskiego wydawnictwa „paganini”, gdzie oprócz redakcji magazynu mieści się hurtownia płyt, kaset i książek chrześcijańskich, na ścianie można podziwiać niezwykłe trofeum. Jest to multiplatynowa płyta, przyznana parę lat temu dystrybutorowi albumu Arki Noego „A gu gu” Januszowi Kotarbie. To w dużej mierze dzięki jego pasji, którą umiał zarazić innych, muzyka młodych chrześcijan wyszła w naszym kraju z getta i coraz śmielej zagląda do mediów, także tych świeckich. A co najważniejsze, nie jest to już jarmarczna tandeta, „sacro-polo”, ale – w wielu przypadkach – twórczość na najwyższym poziomie artystycznym.

Katalog Bożej muzyki

Wszystko zaczęło się w drugiej połowie lat 90., kiedy to zaczęło być w Polsce głośno o fali nawróceń, które dokonały się w środowisku muzyków rockowych. To niezwykłe zjawisko, które trudno wytłumaczyć inaczej niż działaniem Ducha Świętego, znalazło odzwierciedlenie w różnych projektach muzycznych. Największą popularnością cieszyła się wówczas grupa 2 Tm 2,3, w której skład weszli m.in. Tomek Budzyński z Armii, Darek Malejonek z zespołu Houk oraz Robert Friedrich „Litza” z Acid Drinkers. Pierwsza płyta tej formacji, zatytułowana „Przyjdź”, łączyła najcięższe odmiany rocka z ewangelicznym przesłaniem. Jak grzyby po deszczu zaczęły jednak wyrastać inne zespoły. Janusz Kotarba, promotor muzyki chrześcijan, pracujący wówczas w wydawnictwie „M”, i dominikanin o. Andrzej Bujnowski stwierdzili, że dobrze byłoby stworzyć coś w rodzaju katalogu tego zjawiska. Miałyby się w nim znaleźć informacje o wszystkich chrześcijańskich festiwalach w Polsce, wykaz zespołów śpiewających na chwałę Pana Boga, sklepów oferujących
wydawnictwa muzyki chrześcijańskiej itp. W 1997 roku ukazał się numer „zerowy” wydawnictwa, jeszcze pod szyldem „Magazyn Muzyczny”. Coraz jaśniejsze stawało się, że przedsięwzięcie, które wkrótce uzyskało nazwę „RUaH” (starotestamentowe określenie Ducha Świętego), musi mieć szerszy zakres.

Dziś „RUaH” obecny jest w empikach, w wielu kioskach, można go kupić także w Internecie. Na ponad 70 kolorowych stronach zawiera recenzje, wywiady, świadectwa, relacje z koncertów, nuty. Począwszy od drugiego numeru, dołączane są też płyty CD z piosenkami i teledyskami.

Megaarka

Osiem pierwszych numerów „RUaH” ukazało się nakładem wydawnictwa „M”. Kiedy wydawnictwo zrezygnowało z dalszego inwestowania w pismo, redaktorzy stanęli przed trudną decyzją. Czy wydawać magazyn własnym sumptem? Janusz Kotarba miał co prawda firmę menedżerską „paganini”, ale nie było pewne, czy udźwignie ona ciężar przedsięwzięcia. Zdecydowali się jednak na ten szalony krok i… Pan Bóg im pobłogosławił. Wkrótce twórcy telewizyjnego programu „Ziarno” zwrócili się do Janusza z prośbą o wskazanie kogoś, kto mógłby napisać piosenki dla dzieci. Wybór padł na Litzę. Piosenka „Tato” (Nie boję się, gdy ciemno jest) okazała się strzałem w dziesiątkę, a na punkcie następnego utworu – „Święty, święty uśmiechnięty” słuchacze wręcz oszaleli. Zachęceni tym sukcesem muzycy stworzyli płytę. – „Litza” mówił, że trzeba wytłoczyć tysiąc egzemplarzy Arki Noego. Janusz twierdził, że piętnaście tysięcy. Ostatecznie sprzedało się sześćset tysięcy – śmieje się Małgorzata Kotarba. Dla Janusza, który był dystrybutorem albumu, był to
czas wytężonej pracy. – Do firmy przychodziły tysiące zamówień na płytę Arki – wspomina Małgorzata. Sukces krążka umożliwił spokojne wydawanie kolejnych numerów pisma. W tym okresie sprzedawało się ono w rekordowej liczbie 12 tysięcy egzemplarzy, co jak na specjalistyczny kwartalnik jest wynikiem naprawdę wysokim.

Na zastępstwie

Pod koniec 2002 roku czytelnicy „RUaH” dowiedzieli się o ciężkiej chorobie Janusza Kotarby. Internetowe forum magazynu zapełniło się komentarzami, w których wiele osób zapewniało o modlitwie w jego intencji. Jednak Pan Bóg chciał go zabrać do siebie. Janusz zmarł w Środę Popielcową, 5 marca 2003 roku. Jednym z jego ostatnich życzeń było, by pismo ukazywało się tak długo, jak to będzie możliwe. – Janusz nadal figuruje w stopce jako redaktor naczelny – mówi Małgorzata Kotarba. – Nie czuję się upoważniona, by to zmienić. Myślę raczej, że jestem na zastępstwie. Czuję wyraźnie jego opiekę nad pismem, jakby prawdziwa redakcja była tam, u góry. Prawie nie korzystamy z tradycyjnych chwytów marketingowych, wszystko opiera się na modlitwie.

Małgorzata została z czwórką dzieci, które pomagają jej teraz w prowadzeniu pisma. Najstarsza córka, Weronika, zajmuje się m.in. stroną internetową www.ruah.pl, syn Piotr jest pomocny w wielu sprawach organizacyjnych. – Kiedy wdrażaliśmy się w prowadzenie firmy, okazało się, że Janusz tak wszystko przygotował, by to dalej działało. Wszędzie znajdowaliśmy karteczki z instrukcjami, adresami, numerami telefonów. Po drugiej stronie odzywali się zawsze ludzie wiarygodni i życzliwi. Ciągle zgłaszają się młode osoby, które chcą współtworzyć pismo. To jest dla mnie świadectwo budowania na skale: że dzieło zostaje po odejściu człowieka – komentuje Małgorzata.

Dyskretny obserwator

Szeroka formuła magazynu „RUaH”, różnorodność gatunków muzycznych obecnych na jego łamach – od muzyki klasycznej po hip-hop – sprawia, że może on być czytany przez przedstawicieli różnych pokoleń. – Od katechetów otrzymujemy sygnały, że pismo ułatwia im kontakt z młodzieżą – cieszą się wydawcy.

Ważnym osiągnięciem magazynu, oprócz integracji środowiska muzyków chrześcijan w naszym kraju, jest też podniesienie im poprzeczki. – Nie lansujemy wszystkiego, co ma etykietkę muzyki religijnej. Zamieszczenie u nas informacji o wykonawcy jest dla niego nobilitacją, dlatego chcemy promować tych, którzy mają własny, oryginalny styl i pomysł – mówi Małgorzata Kotarba. Jednak najważniejszy jest fakt, że teksty ukazujące się w „RUaH” mają wartość świadectwa. – Młodzi ludzie widzą, że można być utalentowanym, sławnym, a jednocześnie być na drodze Pana Boga, tworzyć na Jego chwałę. Muzycy dzielą się na naszych łamach swoim życiem, łącznie z różnymi trudnymi sytuacjami. Ale przede wszystkim jest w tym wiele radości, takiej jak u króla Dawida, kiedy w psalmach chwalił Pana. Może to jest nasze główne zadanie: być takim dyskretnym obserwatorem, towarzyszyć temu, co tworzą, przekazywać ich przesłanie? – zastanawia się Małgorzata.

Szymon Babuchowski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)