Ratujcie moje świnie!
Wojciech Weryszko z Białkowa
stracił 12 hektarów zboża. Nie będzie miał czym karmić trzody, nie
będzie miał zboża siewnego. Dla niego to katastrofa - ubolewa
"Gazeta Lubuska".
26.07.2006 01:05
Telefonowałem nawet do Leppera i jego sekretarka powiedziała, że mam zrobić zdjęcia i przysłać, wtedy może mi pomogą- opowiada W. Weryszko. I nawet nie kryje łez. Błagał, żebrał o pomoc już u wszystkich. U sołtysa, sąsiadów, burmistrza. O pomoc apelował z ambony proboszcz. Zareagowali nieliczni i to z reguły z sąsiednich wsi. Czego się spodziewał? A no tego, że w Białkowie będzie obowiązywała zasada oddanego chleba. Zawsze starał się być dobrym sąsiadem...
Kiedy pan Wojciech zobaczył słup dymu. Od razu wiedział, że źle się dzieje. Gdy przybiegł na pole, zboże płonęło. Wjechał traktorem, aby przeorać pas i odciąć od ognia część pola. Ale maszyna się zepsuła i o mało również jej nie strawił pożar. Z dymem poszło 12 hektarów zboża. Na pniu.
To już nawet nie nieszczęście, nie wiem nawet, jak to nazwać- opowiada rolnik._ W tym kiepskim roku zboże obrodziło mi jak nigdy. Może dlatego, że materiał siewny specjalnie z Niemiec ściągnąłem. Tak jak nie ma kukurydzy i ziemniaków, miałem nadzieję, że to zboże mnie na nogi postawi. Powinno być zebrane we wtorek, ale kombajn sąsiadowi się zepsuł._
Jest przekonany, że to podpalenie. Znaleziono dwa źródła ognia. Obok pożaru przejechały dwa traktory. Nikt nie stanął, nie ruszył, by gasić. Nie chce rzucać pochopnych podejrzeń, ale może to czyjaś zazdrość była. Nie wiem, czego można mi było zazdrościć. Tej codziennej harówki mojej i żony - rozmazuje grzbietem dłoni łzy na brudnym policzku.
I nie chodzi o to, że rodzina będzie biedę klepać. Do tego już się przyzwyczaili. Ale o świnie. Wielkie jak... byki. Knur champion, kilkanaście dorodnych, zaproszonych macior. Do tego kilkadziesiąt prosiaków... nad każdym z boksów tabliczka z rodowodem nierogacizny. Jak u szlachetnych rumaków. Jego świnie słyną w okolicy.
Lata pracowałem w Niemczech, aby się dorobić- opowiada rolnik. I dorobiłem się, dla mnie te zwierzęta to cały majątek. Teraz nie będę miał ich czym karmić. Nie wyobrażam sobie, bym mógł je sprzedać. To lata ciężkiej pracy.
Gospodarstwo nie było ubezpieczone. To na polskiej wsi standard. Kogo stać na składki? Jak mówi żona, nie jest skłonny prosić kogokolwiek o pomoc. Jednak tym razem się ugiął. Prosi o pomoc innych rolników, ludzi, którzy potrafią zrozumieć jego tragedię. Prosi o jakąkolwiek pomoc, chociażby o ziarno na siew. O paliwo. O cokolwiek. (PAP)