Raj okazał się piekłem
Monika wyjechała z Polski z obietnicą
godziwej pracy załatwionej przez biuro pośrednictwa. Wylądowała na
wyspie, gdzie była więziona, bita i zmuszana do niewolniczej
pracy. W podobnych warunkach pracowało kilkadziesiąt osób.
Niektórym udało się wyrwać z rąk oprawców i wrócić do kraju -
pisze ""Super Express".
Tego nie da się opisać. Jeszcze teraz budzę się zlana potem - mówi Monika (23 l.).
W lipcu Monika dowiedziała się o pracy w Grecji._ Znajoma powiedziała mi o pośredniku, który załatwia pracę_- mówi Monika. - Skontaktowałam się z tym człowiekiem.
To był Andrzej B., właściciel Biura Pośrednictwa Ofert "Consultor" z siedzibą w Bieruniu. Dzięki Andrzejowi B. wyjechały do pracy 52 młode dziewczyny. Razem z nimi Monika.
Po dotarciu do Aten zamknięto nas na klucz - mówi Monika. Polki więzione były tam tydzień. Spały na podłodze, bez wody, a jedzenie było raz dziennie. Po tygodniu Monika i jej koleżanka usłyszały że dostaną pracę na wyspie Los. Miały być kelnerkami w pubie.
Wkrótce okazało się, że praca w pubie to niewolnictwo. Właściciel pubu okazał się sadystą- wspomina Monika. Pracowałam, po 12 godzin jak wół, jak protestowałam, to właściciel mnie bił. Za niewolniczą pracę Monika miesięcznie dostawała 6OO euro. Z tego musiała zapłacić za nocleg i jedzenie. I 150 euro haraczu albańskiej mafii.
Obie Polki ze strachu o życie harowały i płaciły. Ich paszporty właściciel pubu zamknął w sejfie. Po dwóch miesiącach osoba z rodziny właściciela pubu zlitowała się nad nami. Wykradła nasze paszporty i przewiozła nas łódką na stały lad. W końcu dotarliśmy do kraju - relacjonuje Monika.
W Tychach okazało się, że z grupy która wyruszyła do Grecji, udało się wrócić kilkunastu osobom. Większość poszła na policję złożyć doniesienie na Andrzeja B. Zawiadomiliśmy policję, że to oszust, że w Grecji byłyśmy w obozach pracy- mówi Monika. - Nawet nas nie przesłuchano. Policjant spisał notatkę i kazał nam czekać. Mija miesiąc... Prowadzimy śledztwo - mówi Marek Sitek, szef wydziału do walki z przestępczością gospodarczą tyskiej komendy A w firmie zleciliśmy kontrolę. Kontrola będzie trudna, bo "Consultor" dawno nie istnieje. (PAP)