Rabusie chwały
Czym zajmowali się dygnitarze PRL w czasie wojny, kiedy byli jeszcze partyzantami AL? Rabowaniem chłopów, zabijaniem Polaków i Żydów oraz gwałceniem kobiet. Sami to drobiazgowo opisali. Wystarczy zajrzeć do archiwum.
26.10.2006 | aktual.: 03.11.2006 17:38
Pamiętacie podręczniki do historii z lat PRL-u? Całe rozdziały były tam poświęcone bohaterskim czynom Gwardii Ludowej i Armii Ludowej. Zastępy komunistycznych partyzantów AL gromiły na kartach podręcznika przeważających liczebnie Niemców. A my, nastoletni uczniowie, uśmiechaliśmy się domyślnie: „To taka przesada komunistycznej propagandy, na pewno tłukli Niemców trzy razy słabiej”. Byliśmy w błędzie: w micie o Armii Ludowej zmyślono prawie wszystko.
Gomułka żyje z fantów
W rzeczywistości komunistyczna Armia Ludowa jak ognia unikała starć z Niemcami. Często za to ściśle współpracowała z gestapo w rozbijaniu polskiego podziemia niepodległościowego. Dowódcami oddziałów AL bardzo często byli przedwojenni więźniowie kryminalni. Komunistyczni partyzanci nocami wpadali z bronią do polskich wiosek i miasteczek, mordowali opornych i ograbiali mieszkańców ze wszystkiego, co cenne. – Także w Warszawie komuniści w dzień działali w Polskiej Partii Robotniczej, a w nocy obrabiali sklepy na Pradze – mówi dr Piotr Gontarczyk, badacz dziejów PPR-u. I podsuwa mi fotokopię jakiegoś dokumentu. – Niech pan patrzy, tu są wyszczególnione „fanty” z rabunków. Złote przedmioty, złote monety, dolary, marki, franki... Zdał je Mieczysław Moczar, późniejszy generał i minister, o, tu jest jego podpis. A poniżej są podpisy Zenona Kliszki, który te fanty pobrał, i Władysława Gomułki, który pokwitował przyjęcie – pokazuje. Ten dokument i wiele innych szokujących materiałów znajdziesz w książce Piotra
Gontarczyka „Polska Partia Robotnicza. Droga do władzy 1941–1944”. Do księgarń trafiło właśnie jej drugie, rozszerzone wydanie. Jest tam też cytat z „Pamiętników” Gomułki, w którym I Sekretarz całkiem wprost usprawiedliwia rabunki na innych Polakach: „Funkcjonariusze partyjni i pracownicy aparatu GL musieli przecież z czegoś żyć”.
Oczywiście, wojna i łatwy dostęp do broni demoralizowały ludzi. Nawet w Armii Krajowej zdarzały się pojedyncze przypadki bandytyzmu. Różnica jest jednak prosta: dowództwo AK takie przypadki bezwzględnie tępiło, podczas gdy dla AL była to norma.
Grzegorz morduje Żydów
Niejaki Grzegorz Korczyński był po wojnie ważnym partyjnym dygnitarzem. Dowodził Milicją Obywatelską w Lublinie, Warszawie, Gdańsku, został wiceministrem Bezpieczeństwa Publicznego. Chodził w glorii bohatera, bo był jednym z najważniejszych dowódców komunistycznej partyzantki.
Jego poprzednie nazwisko brzmiało Stefan Kilanowicz. W czasie wojny jako „Grzegorz” dowodził na Lubelszczyźnie. Na czym polegała jego działalność partyzancka? Na przykład zimą 1942 roku z towarzyszami napadł na majątek ziemski pod Gościeradowem. Zrabowali wszystko, co wartościowe, zbiorowo zgwałcili właścicielkę i zastrzelili dzierżawcę majątku, rotmistrza Stanisława Malanowskiego z Armii Krajowej. Korczyński szkodził Niemcom nieznacznie: a to napadem na urząd gminy, a to zabiciem młynarza, a to wymordowaniem niemieckiej rodziny Ebertów, która mieszkała w Księżomierzy. Jedyny efekt był taki, że Niemcy w zemście rozstrzelali kilkuset ludzi po wioskach. W końcu 1942 r. do partyzanckiego oddziału Korczyńskiego zgłosiło się około 30 polskich Żydów, którzy uciekli z obozu dla polskich jeńców wojennych. Mieli na sobie jeszcze mundury Wojska Polskiego. „Z rozkazu tego »Grzegorza« po obrabowaniu ich wybito na miejscu” – zeznał po wojnie jeden z komunistycznych partyzantów. Pod wsią Ludmiłówka ukrywało się wtedy
około stu kilkudziesięciu Żydów. Korczyński zażądał od nich ogromnego okupu 600 tysięcy złotych. Twierdził, że to na zakup broni dla partyzantów. Już przy zbieraniu pieniędzy podwładni „Grzegorza” zamordowali kilkoro Żydów. Potem doszło jednak do jeszcze straszniejszego zaostrze- nia sytuacji. W oddziale Korczyńskiego wybuchł bunt. „Grzegorz” stłumił go. Niektórzy z buntowników w oddziale byli Żydami, więc dowódca postanowił się na nich zemścić.
Korczyński chodził z podwładnymi po wsi i po lesie. Wyszukiwali kryjówki Żydów. Zabili ich około stu: granatami, drewnianymi kołkami, narzędziami, które leżały pod ręką. Jedną z Żydówek partyzant udusił nawet gołymi rękami, żeby nie robić huku po nocy. Potem komuniści zabawiali się przez bezczeszczenie zwłok. „Rozebranym kazaliśmy stawać nad wejściem do bunkru tak, że po strzale ciała wpadały do środka, tam też je pozostawialiśmy, nie grzebiąc ich” – zeznał później podwładny Korczyńskiego Jan Wojtaszek. – „Garderobę zabitych z polecenia »Grzegorza« zabrał oddział. Ja wówczas otrzymałem od »Grzegorza« płaszcz wojskowy, »Iwan« zaś otrzymał buty z cholewami” – wspominał.
Kulka za ukrycie dolara
To tylko mała próbka z przestępczej działalności Korczyńskiego. Po wojnie za jego liczne zbrodnie komuniści stawiali przed sądem... żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych, jednej z ważnych organizacji polskiego podziemia niepodległościowego. „Grzegorz” był nietykalny. Jednak do czasu... W łonie samej partii doszło w końcu do walk o władzę. Władysław Gomułka trafił za kraty. A wraz z Gomułką jego koledzy... Korczyńskiemu i jego kompanom w 1950 roku przypomniano więc mordowanie Żydów.
W końcu nadszedł rok 1956 i Gomułka odzyskał wolność, a potem objął władzę. Z więzienia wyszedł wtedy też Korczyński jako „ofiara stalinowskich wypaczeń”. A także wielu innych kolegów Gomułki z Armii Ludowej, jak na przykład Tadeusz Maj „Łokietek”. Maj wsławił się takimi akcjami, jak wysadzenie w sierpniu 1944 roku pomiędzy Częstochową a Kielcami pociągu osobowego, pełnego Polaków. To była masakra. Żołnierze niepodległościowego NSZ, kiedy dotarli na miejsce, byli wściekli. Opatrzyli rannych i ruszyli w pościg za Majem, zabijając kilku jego komunistów.
Dwa miesiące wcześniej do oddziału Maja zgłosiła się grupka Żydów z prośbą, żeby przyjął ich do partyzantki. Maj w odpowiedzi kazał im się rozebrać i oddać kosztowności. Zagroził, że zastrzeli każdego, kto coś ukryje. „Podczas tej rewizji znalazłem w marynarce należącej do wyżej wspomnianego Kamińskiego jakiś banknot, zdaje się, że dolar” – zeznał w latach 50. – „W związku z tym kazałem Kamińskiemu odwrócić się i strzeliłem do niego w tył głowy z pistoletu Vis, zabijając go na miejscu (...). Kazałem pozostałym Żydom uciekać po dwie osoby w różne strony. Za uciekającymi Żydami ja i podlegli mi członkowie oddziału strzelaliśmy” – stwierdził. Mimo to w 1958 roku Prokuratura Generalna umorzyła śledztwo przeciw niemu. Orzekła, że zastrzeleni Żydzi byli... współpracownikami okupanta. Maj piastował w PRL-u wiele ważnych funkcji. Zaraz po wojnie był szefem prokuratury w Łodzi. A kiedy wrócił do władzy Gomułka, pracował m.in. jako attaché wojskowy PRL-u w Atenach. – Wśród najważniejszych ludzi w Polsce Ludowej był
Marszałek Polski Marian Spychalski „Marek” – mówi dr Gontarczyk. – Ten człowiek stał w czasie wojny za przekazywaniem Niemcom różnych materiałów o polskim państwie podziemnym. Wydawał Niemcom akowców – dodaje.
Spychalski wysłał nawet swoich ludzi do wspólnego ataku AL i gestapo na mieszkanie ważnego urzędnika AK Wacława Kruka przy ul. Poznańskiej w Warszawie. – Drugi z komunistycznych Marszałków Polski, generał Michał „Rola” Żymierski, przed wojną nazywał się Łyżwiński i był przestępcą kryminalnym. Był też agentem NKWD i zwykłym hochsztaplerem – mówi Gontarczyk. Kiedy „Rola” Żymierski zmarł w 1989 roku, telewizja mówiła o nim jako o wzorze wszelkich cnót.
Ojciec popełnił zbrodnie
Gdy Gontarczyk opisał prawdziwą twarz Armii Ludowej, rodziny dawnych partyzantów wpadły w oburzenie. Nie ma co się im dziwić: historyk zburzył obraz wspaniałej przeszłości, w który przez tyle lat wierzyli. Tym bardziej że żony i dzieci dowódców AL najczęściej nie mają pojęcia, czym przed laty zajmowała się głowa ich rodziny. Tak było w rodzinie jednego z peerelowskich generałów, okrutnego mordercy i gwałciciela z AL. Ten człowiek umarł 35 lat temu. – Jego bliscy to bardzo porządni ludzie. Synowie wywarli na mnie bardzo dobre wrażenie, fajne, uczciwe chłopaki z mądrymi poglądami, zresztą w moim wieku – wspomina Gonatarczyk. Żona i dzieci generała żarliwie przekonywali go, że się pomylił. Że materiały, na które się powołuje, to fałszerstwo i prowokacja X Departamentu UB, powstałe w ramach walki o władzę w partii. Wtedy Piotr Gontarczyk przynosił im kopie coraz to nowych dokumentów o strasznej przeszłości generała. W czasie jego ostatniej wizyty z dokumentami wszyscy w tym domu nagle stali się bardzo
roztrzęsieni. A żona dawnego partyzanta rozpłakała się. – Ona nie miała o tym wszystkim pojęcia. Poznała tego człowieka w latach 60., kiedy był szanowanym generałem i kompletnie już nie przypominał tego watażki z lat wczesnej młodości. Myślała, że to bohater – zamyśla się Gontarczyk.
Pewnie nie wszystkie rodziny przywódców AL będą miały aż tyle odwagi, żeby się wewnętrznie zmierzyć z prawdą o ich bliskich. Tym bardziej że zanim powstała książka Gontarczyka, żaden poważny historyk nie opisał początków Polskiej Partii Robotniczej. Owszem, już w PRL-u krążyła po Polsce książka profesor Krystyny Kersten „Narodziny systemu władzy”. Jakość druku była fatalna, bo wydrukowano ją na prymitywnych powielaczach. Sam jako bardzo młody człowiek traktowałem tę książkę jak świętość, bo wydrukowała ją podziemna drukarnia. – Niestety, ta książka jest bardzo szkodliwa. Wielu ludzi jej uwierzyło, a tymczasem Krystyna Kersten w dużej mierze po prostu powtarzała to, co przed nią napisali komunistyczni historycy. Sama nie sięgała do materiałów archiwalnych, żeby sprawdzić ich informacje. Dlatego w jej książce roi się od przekłamań – twierdzi dr Gontarczyk.
Historycy PRL-u powtarzali jeden za drugim na przykład zdania o przeszłości dowódcy oddziału AL „Lwy” spod Radomia, Izraela Ajzenmana, który później zmienił nazwisko na Julian Kaniewski. Pisali, że przed wojną Ajzenman siedział w więzieniu za działalność komunistyczną. – Sprawdziłem w archiwum, co to była za działalność: napad z bronią w ręku, dwie kradzieże i paserstwo... – mówi Gontarczyk. Aleja nieza-służonych
Jak to możliwe, że przed Piotrem Gontarczykiem żaden historyk w wolnej Polsce nie napisał dużej, naukowej pracy o dziejach Polskiej Partii Robotniczej? Przecież archiwa są w pełni otwarte od kilkunastu lat. – Bo na wielu polskich uczelniach wciąż pracują profesorowie, którzy historię najnowszą fałszowali, oraz ich uczniowie. Oni przecież nie dopuszczą do naukowej kariery kogoś, kto podważy ich dorobek – surowo ocenia Gontarczyk.
Coś w tym pewnie jest. Niżej podpisany też skończył historię przed dziewięciu laty, już w wolnej Polsce. Seminarium magisterskie z najnowszej historii Polski prowadził na mojej uczelni profesor, który poświęcił swoje naukowe życie wychwalaniu potęgi ruchu robotniczego. Nie miałem tyle samozaparcia co Gontarczyk, żeby brnąć pod prąd. Wybrałem innego profesora, który miał rzetelne podejście do historii, a do tego piękną i uczciwą przeszłość. Z tym że mój profesor zajmował się... średniowieczem. W PRL-u wielu porządnych historyków wolało się wyspecjalizować w bardziej odległych okresach, bo w katedrach historii najnowszej partia często wolała promować ludzi „pewnych ideologicznie”. To musiało jakoś się odbić na stanie badań w wolnej Polsce. Mimo wszystko jednak dzisiaj sytuacja powoli się zmienia. Coraz więcej wiemy o tym, co komuniści chcieli ukryć.
Ci krwawi przywódcy Armii Ludowej czasem umierali w zgorzknieniu, odsunięci od władzy. Jednak po śmierci władza i tak często grzebała ich z pompą w Alei Zasłużonych na Powązkach. – Często leżą tam w kwaterach, z których wyrzucono prochy przedwojennych oficerów i międzywojennych działaczy politycznych – mówi Gontarczyk. Nie chodzi o to, żeby ich wyrzucać z Alei Zasłużonych, bo zemsta nie jest rozwiązaniem. Choć warto wiedzieć, że ci ludzie przywłaszczyli sobie chwałę.
Przemysław Kucharczak