Puenta z Toyem
Vahap Toy zniknął - pisze "Gazeta Wyborcza".
Może wyjechał, a może ukrywa się w ostępach pod Białą Podlaską,
cudownie ocalonych od wycinki pod jego megalotnisko. Kiedyś
dopadnie go prokuratura, by z nim porozmawiać o niepłaceniu ZUS-u,
albo komornik, który odzyskuje pieniądze za długi Turka w Polsce.
24.09.2003 | aktual.: 24.09.2003 07:04
Gazeta wspomina, że przed rokiem Vahap Toy i jego "Białamorgana" nie schodzili z pierwszych stron gazet. W zasięgu inwestycji za 6 mld dolarów miał być cały świat. Trzeźwi ludzie pukali się w głowę: lotnisko w tym miejscu? Uniwersytet, pięc hoteli i tor Formuły 1 w szczerym polu? Bez pieniędzy? Bez pozwoleń? Po co?
Nie pukali się w głowę posłowie Lech Nikolski (SLD) i Franciszek Stefaniuk (PSL), ojcowie chrzestni inwestycji. Obaj traktowali ją jak misję - pisze "GW". Nie zrażało ich, że miraże Toya były szokujące (chciał wyrżnąć 1700 ha lasu). Nikolski bywał w sprawie "Białamorgany" u kilku ministrów; ustępliwy był zwłaszcza Stanisław Żelichowski z PSL. Spółki Toya naszpikowane były nieciekawymi typami, a wśród nich prym wiódł Wiesław Huszcza, osławiony skarbnik PZPR i SdRP.
I tylko ludzi w Białej Podlaskiej żal. Czekali na miejsca pracy, a wpuszczono ich w kanał. Prezydent Białej Podlaskiej cieszy się dziś, że dzięki Toyowi cała Polska odróżnia jego miasto od Bielska Podlaskiego i Bielska Białej. Lepszej puenty nie trzeba, panie prezydencie - konkluduje "GW".