Przyjaciele Korei Północnej
"Egzotyczni" kompani najbardziej zamkniętego państwa świata
Nie tylko Dennis Rodman lubi Koreę Północną
Dennis Rodman, pięciokrotny mistrz NBA i członek koszykarskiej galerii sław, jest dziś najbardziej znanym zagranicznym przyjacielem narodu północnokoreańskiego. Były sportowiec już czterokrotnie odwiedzał Kim Dzong Una w Pjongjangu, a po jednej z wizyt nazwał go nawet "przyjacielem na całe życie".
Przez lata władze Korei Północnej nawiązały jednak szereg innych zagranicznych kontaktów, które z naszej perspektywy mogą się wydawać cokolwiek egzotyczne.
Są wśród nich palestyńska "córka" Kim Dzong Ila, hiszpański arystokrata czy Amerykanin, który przeszedł drogę od wielbiciela północnokoreańskiego komunizmu przez głosiciela supremacji białej rasy aż po islamskiego konwertytę. Nie brakuje również polskiego akcentu.
Na kolejnych stronach przybliżamy losy nietypowych przyjaciół północnokoreańskiej "dynastii" Kimów.
(sol / WP.PL)
John Paul Cupp - od Korei przez białą rasę do islamu
John Paul Cupp urodził się w ortodoksyjnej rodzinie chrześcijańskiej i wydaje się, że radykalizm wyssał z mlekiem matki. W 2003 roku został oficjalnie zatwierdzony przez centralny komitet Partii Pracy Korei jako przewodniczący Grupy Badawczej Songun (doktryna polityczno-militarna - red.). Krzewienie komunizmu na północnokoreańską modłę pozwoliło Cuppowi na kilka wizyt w Pjongjangu (na zdjęciu uwieczniony na stołecznej Wieży Dżucze). Propaganda przedstawiała go wówczas jako "prominentnego członka społeczeństwa USA, który odwrócił się od imperializmu".
W międzyczasie Cupp zaczął koncentrować się na głoszeniu wyższości białej rasy. Ale wydaje się, że porzucił również ten kierunek i dziś jest muzułmańskim neofitą. Przyjął islam w lutym 2010 roku... miesiąc po założeniu organizacji Aryjscy Ateiści.
Jindallae Safarini - "córka" Kim Dzong Ila z Palestyny
Mustafa Safarini był palestyńskim ambasadorem w Pjongjangu w latach 1982-1992. Po utracie pierwszego dziecka, żona dyplomaty miała już nigdy nie zajść w ciążę. Jindallae utrzymuje, że jej rodzice przez lata bezskutecznie poszukiwali pomocy u wielu lekarzy na świecie. Dopiero wizyta w szpitalu położniczym w Pjongjangu odmieniła ich życie.
- Po moich narodzinach rodzice byli tacy szczęśliwi, a to wszystko dzięki szpitalowi i systemowi Wielkiego Przywódcy Kim Dzong Ila, to Ukochany Przywódca Kim Dzong Il umożliwił ten cud - mówiła Palestynka o swoich narodzinach. Rodzice mieli doskonale zdawać sobie sprawę ze wstawiennictwa przywódcy i powierzyli mu losy swojej córki. Kim Dzong Il nadał dziewczynce imię, które w koreańskim języku oznacza azalię.
Dziś Jindallae dobiega trzydziestki i prowadzi fundację swojego imienia, pomagającą dzieciom. Rok po śmierci Kim Dzong Ila napisała nawet książkę pt. "Mój ojciec", w której oddała cześć północnokoreańskiemu przywódcy.
Johnny Hon - "filantrop" z Hongkongu
Biznesmen z Hongkongu, psychiatra wykształcony w Cambridge i przyjaciel Pjongjangu. Oto Johnny Hon, który około 10 lat temu postanowił robić interesy z Koreą Północną.
Dziś jest przewodniczącym Międzynarodowej Fundacji im. Kim Ir Sena, która według statusu ma na celu "przyczyniać się do nauki i rozpowszechniana idei dżucze (doktryna polityczna w Korei Północnej - red.) na całym świecie". Przeciwnicy często zarzucają jego instytucji, że jest płatną tubą propagandową, jednak Hon i jego ludzie twierdzą, że działają z pobudek czysto "humanitarnych i filantropijnych".
Fundacja zajmuje się m. in. promowaniem Międzynarodowej Nagrody Kim Ir Sena. Hon w 2007 roku posunął się nawet do stwierdzenia, że żadna inna nagroda na świecie nie może równać się prestiżem z wyróżnieniem jego fundacji.
Alejandro Cao de Benos - hiszpański arystokrata
Żadnemu innemu człowiekowi spoza Korei Północnej nie udało się zbliżyć do reżimu Kimów tak, jak Alejandro Cao de Benosowi (na zdjęciu z przypinką z Kim Ir Senem). Hiszpan, który pochodzi z arystokratycznej rodziny, jest specjalnym delegatem Komitetu Stosunków Międzykulturowych (odpowiednik ministerstwa) oraz prezesem Towarzystwa Przyjaźni Koreańskiej. Organizacja podaje, że zrzesza 13 tys. osób z krajów całego świata.
Ponieważ Korea Północna w wielu krajach nie ma placówek dyplomatycznych, prezes na co dzień pełni funkcje zbliżone do ambasadora.
- Zaczęło się od mojego zainteresowania tym krajem, jego historią i polityką. Zacząłem identyfikować się z komunizmem w wydaniu północnokoreańskim, z doktryną dżucze. W Madrycie przygotowałem wystawę o Korei Północnej. Z czasem coraz bardziej zacieśniały się moje więzy z tym państwem, organizowałem wymiany kulturowe i biznesowe pomiędzy Koreą Północną a Hiszpanią. Wreszcie, w 2002 roku otrzymałem nominację na stanowisko przedstawiciela północnokoreańskiego Komitetu Stosunków Międzykulturowych - opisywał swoją ścieżkę w rozmowie z WP.
Towarzystwo Przyjaźni Koreańskiej w Polsce
Organizacja, której przewodzi Hiszpan, ma również swój oddział w Polsce. Jak piszą na stronie jej członkowie, mają na oni na celu "ukazywanie wszystkim Polakom prawdziwego, niezakłamanego oblicza" Korei Północnej.
W maju ubiegłego roku media ujawniły, że dyrektor w spółce PKP Polskie Linie kolejowe należy do TPK. Po wyjściu tego faktu na jaw utracił on swoje stanowisko.
Stowarzyszenie zareagowało, stosując retorykę godną komórki Pjongjangu. "Polska będąc aktualnie marionetką USA oraz UE pod wodzą Niemiec, jak również ponadnarodowych kapitalistów - twórców NWO (New World Order), nie jest krajem niepodległym. Stąd ataki sprzedajnych pseudodziennikarzy na każdego, kto przeciwstawia się Złu. Wspierając KRLD oraz odpierając imperialistyczne oszczerstwa, nasz towarzysz pokazał hart ducha i odwagę cywilną, zaś System demoliberalny ukazał swoje rzeczywiste, represyjne oblicze. Tylko i wyłącznie skończona pseudodziennikarska prostytutka godzi się na pisanie na zamówienie artykułu mającego na celu zniszczenie komuś kariery zawodowej" - napisano w jednym z fragmentów ostrego oświadczenia.
(sol / WP.PL)