Parlamentarzyści w błyskawicznym tempie pracują nad ustawą o dopłatach do ubezpieczeń upraw rolnych i zwierząt gospodarskich. Ale nawet jeśli przyjmą to prawo, polis nie będzie od kogo kupić - podaje Rzeczpospolita.
To polityczna ustawa, tempo, w jakim przechodzi przez Sejm, jest iście przedwyborcze - alarmują ubezpieczyciele.
Wiceminister rolnictwa przyznaje, że ustawa będzie wymagała nowelizacji. Twierdzi jednak, że najważniejsze jest iż rolnicy będą mogli tanio ubezpieczać się od różnych kataklizmów.
Z budżetu na dopłaty do tanich polis przeznaczonych ma być 55 milionów złotych.
Sprzedaż polis wg warunków opisanych w projekcie ustawy jest problemem dla towarzystw ubezpieczeniowych.
Rząd zaproponował ubezpieczanie upraw łącznie od 11 żywiołów. Chodzi m. in. o skutki: ognia, huraganu, powodzi, gradobicia, uderzenia piorunu, eksplozji, obsuwania ziemi, lawiny, suszy, złego przezimowania, przymrozków wiosennych.
Najwięcej wątpliwości budzą nieprecyzyjne definicje poszczególnych kataklizmów, co z kolei powoduje nieokreślony zakres ich odpowiedzialności. Nie do ubezpieczenia w Polsce jest np. susza. Towarzystwa uznają ryzyko jej wystąpienia za niemal pewne. Suszy nie chcą również chronić reasekuratorzy ani inne firmy ubezpieczeniowe w Europie.
Z góry już także wiadomo, iż przy zaproponowanych w ustawie cenach ubezpieczenia przynosiłyby firmom straty. Żadne z towarzystw nie przygotowuje oferty.
Więcej informacji w dzisiejszym wydaniu Rzeczpospolitej. (js)