Prosiłam go, by nie jechał
Mama Waldemara Milewicza, Jadwiga Milewicz wspomina swojego najukochańszego syna, którego w piątek dosięgły kule irackich bandytów.
10.05.2004 | aktual.: 10.05.2004 10:49
"W piątek przed południem przyszedł do mnie mój najstarszy syn, Stanisław. Upadł na kolana i zaczął płakać. Pytam, co się stało? - Mama nic, nic. - Dlaczego ty mi nie mówisz, przecież coś się stało? -Czy mama ma tabletki na uspokojenie? - Mam jakieś. - To niech mama weźmie... Waldek nie żyje".
Skromne trzypokojowe mieszkanie na parterze na warszawskim Służewcu. Tu samotnie mieszka pani Jadwiga Milewicz, matka najsłynniejszego polskiego korespondenta wojennego, który w piątek zginął od kul irackich bandytów. Jest schorowaną starszą osobą, prawie nie rusza się z domu. Od 20 lat jest wdową. Opiekują się nią najbliżsi. Opiekował się nią Waldek...
Gdy Jadwiga Milewicz wspomina Waldka, swoje najmłodsze dziecko (ma jeszcze syna i córkę), płacze. Płacze też, pokazując nam stare, czarno-białe zdjęcia z rodzinnego albumu i pamiątki po swoim ukochanym synu. - Waldek się mną zajmował, zawsze pytał, jak się czuję. Teraz już nie zapyta... - mówi nam rozstrzęsionym głosem.
Ostatni raz widzieli się 4 maja. Waldemar przyjechał, by powiedzieć matce, że wyjeżdża do Iraku. - To jak to, wyjeżdżasz? Jutro są przecież twoje imieniny? - zapytała swojego syna pani Jadwiga. Zapewniał, że jedzie co prawda do Iraku, ale w bardzo bezpiecznie miejsce. - Jak tylko wrócę, to do mamy przyjdę - obiecał.
Dlaczego Waldemar został korespondentem wojennym? Pani Jadwiga zna na to odpowiedź, i jeden jedyny raz podczas naszej rozmowy uśmiecha się do wspomnień. Rodzina Milewiczów żyła skromnie w Dobrym Mieście koło Olsztyna. W domu się nie przelewało, ale po jakimś czasie udało się uzbierać na telewizor. - Syn zachwycał się telewizją, ogladał ją bez przerwy - wspomina pani Jadwiga. I to właśnie wtedy podjął decyzję, że zostanie korespondentem.
Ale młodemu Milewiczowi nie było łatwo dostać się do wymarzonej pracy w TVP, próbował kilkakrotnie. Wreszcie się udało. Matka długo opowiada nam o tym, jak zawsze podczas wyjazdów bardzo bała się o syna. Wolała, żeby był tu w kraju, pracował w bezpiecznym studio, zamiasta jeździć w miejsca najgorętszych konfliktów, gdzie nieraz ocierał się o śmierć. - Mamo, ale ja lubię poznawać ten świat - odpowiadał. I jeździł.
Gdy wyjeżdżał, zawsze zapewniał, że wszystko będzie dobrze, żeby się nie martwić, że miejca, w które się udaje, są bardzo bezpieczne. Gdy matka mówiła mu, że tam, gdzie jedzie, giną ludzie, zawsze odpowiadał: - Mamo, taka jest moja praca i ja tę pracę lubię.
Pani Jadwiga płacząc opowiada nam o największym marzeniu swojego syna, które niestety nigdy się nie spełni. - Powiedział mi kiedyś tak: jak pójdę na emeryturę, to chciałbym pisać ksiażki. Niestety, zbiór reportaży pióra Waldemara Milewicza nie ukaże się nigdy.