Promotor na sto dwa
Ile prac magisterskich studentów może
rzetelnie przeczytać ich promotor? - pytają "Super Nowości". Jeśli
spytać kogokolwiek, tak na zdrowy rozum, odpowie zapewne, że góra
15. Niech będzie nawet 20. Ale 102?!
28.06.2005 | aktual.: 28.06.2005 07:21
A promotorem tylu właśnie studentów została w tym roku pewna pani profesor wydziału pedagogiczno-artystycznego Uniwersytetu Rzeszowskiego. Była lepsza od drugiego w kolejce kolegi o kilkunastu studentów. Jemu udało się zdobyć jedynie 90 podopiecznych.
Okazuje się, że jest się o co bić. Owszem, w grę wchodzi tu również - i zapewne - troska o młode umysły, jednak tak naprawdę... chodzi o pieniądze. Każdy student, którego pracy magisterskiej jest się promotorem, to finansowa gratyfikacja. Przelicznik jest prosty. Jedna promocja to równowartość 10 godzin wykładowych, czyli ok. 400 złotych. Łatwo więc policzyć, że konto pani profesor powiększy się po obronach - lub już się powiększyło - o ponad 40 tysięcy złotych.
Z uzyskanych przez "Super Nowości" informacji wynika, że właśnie z tego powodu doszło ostatnio na spotkaniu pracowników naukowych wydziału do scysji. Profesor Mieczysław Radochoński, pełniący funkcję dziekana, wprost zarzucił pani profesor, że chyba nieco przesadziła.
Okazuje się jednak, że podobne praktyki mają miejsce i na innych polskich uczelniach. Pracownik naukowy uniwersytetu powiedział gazecie, że słyszał o przypadku, gdzie jeden promotor miał pod opieką aż dwustu studentów. To była dopiero kasa... (PAP)