Prokurator bada kasyno
Nie do końca wiadomo co działo się z
pieniędzmi, które klienci płacili za zorganizowanie
okolicznościowych przyjęć na wojskowych salonach klubu
garnizonowego w Żaganiu - informuje "Gazeta Lubuska".
Na trop sprawy wojskowi żandarmi trafili, gdy okazało się, że wprawdzie sala kasyna jest non stop zajęta przez komunie, wesela i stypy a nie ma to przełożenia na wojskową kasę. Zgodnie z przepisami dochody powinny trafiać do kiesy wojskowego oddziału gospodarczego. Nie trafiały - pisze dziennik.
"Podjęliśmy śledztwo w sprawie doprowadzenia do niekorzystnego rozporządzenia mieniem osób, które od początku roku 2000 do sierpnia 2003 roku organizowały tutaj przyjęcia okolicznościowe" - mówi zielonogórski prokurator garnizonowy ppłk Bogdan Pikala - czytamy na łamach gazety.
Tak naprawdę nadal nie wiadomo, ile osób zostało przez kierownika klubu "naciągniętych", stąd prokuratura garnizonowa prosi o kontakt wszystkich, którzy korzystali z pomieszczeń kasyna. Co na to sam podejrzewany? Twierdzi, że ze zdobytych za wynajęcie sali pieniędzy pokrywał manko powstałe z winy... jego przełożonych. Gdy organizowano rozmaite ważne spotkania, przy stole zamiast zapowiadanych dziesięciu osób przybywało często dwukrotnie więcej i kierownik klubu musiał organizować większe i kosztowniejsze przyjęcia. Różnicę wyrównywał sposobem "gospodarczym", którym teraz zajmuje się prokuratura - podaje "Gazeta Lubuska".