Proces stulecia w Belgii
W poniedziałek stanie przed sądem belgijski
pedofil-morderca Marc Dutroux, jego żona i dwóch innych
wspólników. Oskarża się ich m.in. o porwanie i zgwałcenie sześciu
dziewczynek i kobiet w wieku od 8 do 19 lat oraz o zamordowanie
czterech z nich.
29.02.2004 | aktual.: 29.02.2004 18:36
Rozpocznie się "proces stulecia", jak określają go media przede wszystkim ze względu na szok, jaki wywołały zbrodnie Dutroux i podejrzana nieudolność organów ścigania w tej sprawie. O jego niecodziennym charakterze świadczy także liczba zaakredytowanych wysłanników mediów - prawie 1400, pracujących dla 250 redakcji.
Nowy gmach sądów w Arlon nie jest przystosowany do tak wielkiego procesu. W sali z trudem pomieszczą się sędziowie zawodowi i przysięgli, oskarżyciele publiczni i posiłkowi (reprezentujący rodziny ofiar), oskarżeni (za kuloodporną szybą) i ich obrońcy.
Na miejscach dla publiczności zasiądą rodzice tylko czterech ofiar. Rodzice dwóch najmłodszych - ośmioletnich w chwili porwania w 1995 roku Julie i Melissy - odmawiają na razie udziału w procesie, niezadowoleni z przebiegu śledztwa i wąskiego kręgu oskarżonych.
Pozostałe kilkadziesiąt miejsc dla publiczności zajmie prasa. Jej wysłannicy będą się zmieniać na zasadzie rotacji, przechodząc co pewien czas do dwóch osobnych sal, w których będzie można jednak śledzić proces na ekranie wewnętrznej telewizji.
Choć będą go filmowały kamery, zgodnie z belgijskimi przepisami do sali rozpraw nie będą miały wstępu normalne ekipy telewizyjne. Jak zwykle w ruch pójdą ołówki i kredki rysowników.
Do niedawna senne, liczące 24 tysiące mieszkańców Arlon, stolica belgijskiej prowincji Luksemburg, nigdy nie przeżywało takiego najazdu. Na czas procesu, która ma potrwać do połowy maja, czynsze osiągnęły niebotyczna wysokość. Właściciele niewielkich mieszkań w pobliżu gmachu sądu żądali nawet 5000 euro miesięcznie.
Wielu sklepikarzy ubolewa natomiast, że stracą normalnych klientów, i obawia się ewentualnych demonstracji. Władze zmobilizowały dodatkowo 330 policjantów, którzy czuwają nad bezpieczeństwem uczestników procesu, wymagających specjalnej ochrony, przede wszystkim oskarżonych, świadków i sędziów przysięgłych.
Troje oskarżonych będzie dowożonych z lokalnego więzienia, natomiast odpowiadający z wolnej stopy Michel Nihoul miał problemy ze znalezieniem bezpiecznego lokum i w końcu zapewne będzie nocował albo w komisariacie policji albo w koszarach.
Proces rozpocznie się w poniedziałek rano od wylosowania 12 sędziów przysięgłych i ich 12 zastępców (na wszelki wypadek)
spośród 180 obywateli w wieku od 30 do 60 lat, wezwanych w tym celu do Arlon. Ich obowiązkiem jest unikanie kontaktów ze stronami i z mediami.
Nie powinni też oglądać telewizji ani czytać gazet, żeby samodzielnie wyrobić sobie zdanie na podstawie samego procesu. Obrońcy oskarżonych i tak zapewne zwrócą uwagę na to, że Marc Dutroux został już osądzony przed media, w tym przez uczestników sondaży opublikowanych na kilka dni przed procesem.
W sondażu dziennika "La Derniere Heure" 66% ankietowanych opowiedziało się za skazaniem Dutroux na karę śmierci, której w Belgii od dawna się nie wymierza. 88% wątpi w to, że proces wyświetli prawdę, a 66% uważa, że Dutroux był chroniony przez "ludzi wysoko postawionych".
Nurtujące wielu Belgów pytanie, czy Dutroux i jego wspólnicy mieli powiązania z siatką pedofilską, chronioną przez prominentów, może rzeczywiście pozostać bez odpowiedzi, tym bardziej że jest ono przedmiotem osobnego śledztwa.
Mimo że to dotyczące bezpośrednio Dutroux i najbliższych mu osób trwało 7 i pół roku, nie objęło wszystkich wątków mogących świadczyć o powiązaniach z szerszym światem przestępczym czy z establishmentem. Są one badane w ramach oddzielnego śledztwa, którego jeszcze nie zamknięto.
Na razie w ławie oskarżonych zasiądą obok 47-letniego Dutroux: jego 44-letnia druga żona, była nauczycielka Michelle Martin, 62- letni "biznesmen" - hochsztapler Michel Nihoul i 32-letni bezrobotny narkoman Michel Lelievre.