Proces kobiety-nurka
Przed wrocławskim sądem toczy się proces Ewy G., doświadczonego nurka-ratownika. Kobieta oskarżona jest o nieumyślne spowodowanie śmierci mężczyzny, z którym zeszła pod wodę.
27.03.2002 | aktual.: 22.06.2002 14:29
Do wypadku doszło w czerwcu 2001 roku w Łagowie na jeziorze Trześniowskim (woj. lubuskie). Podczas nurkowania oskarżona i jej partner pomylili kierunki i zeszli na głębokość ponad 40 metrów. Mężczyzna utonął, oskarżona wypłynęła.
Zdaniem prokuratury, Ewa G. powinna była przed podjęciem decyzji o nurkowaniu na dużej głębokości dokładnie sprawdzić uprawnienia Jacka P. Potwierdził to też jeden ze świadków, nurek z wieloletnim doświadczeniem.
Mariusz T. był w chwili wypadku na jeziorze Trześniowskim, wyciągnął na brzeg oskarżoną. Nie ma wątpliwości, że możliwe jest wyciągnięcie partnera z głębokości 40 metrów. Wszystko to jednak rozgrywa się w zimnie i ciemności, a zasadą jest też, że jeśli nurek wyczerpie wszelkie możliwości, powinien ratować siebie - mówił świadek.
Oskarżona nie przyznaje się do winy. Twierdzi, że zrobiła wszystko, by uratować partnera.
Na jeziorze Trześniowskim oskarżona i mało doświadczony nurek Jacek P. wybrali się na podwodną wycieczkę. Chcieli nurkować przy tak zwanej ściance węgla brunatnego - atrakcji tego jeziora. Pomylili jednak kierunki i przy głębokości ponad 40 metrów mężczyzna zaczął panikować.
Według oskarżonej, Jacek P. zaczął opadać na dno jeziora i ciągnął ją ze sobą. Kiedy kobieta uznała, że nie ma już dla niego ratunku, zrzuciła swój sprzęt i wypłynęła na powierzchnię. Mężczyzna utonął.
Za nieumyślne spowodowanie śmierci Ewie G. grozi do 5 lat więzienia. (mk)