Prezydent "is back"

Wynik sondażu dla WP można podsumować krótko, wszystkim po trochu spada. Żeby jednak po trochu nie analizować tego, co komu trochę spada, pobawię się w przewidywania. Dam tym samym znakomite pole do popisu internautom-nienawistnikom, którzy często piszą bełkotliwe komentarze, jakby umiejętność czytania ze zrozumieniem była im całkowicie obca, albo jakby komentowali w ogóle nie czytając.

Prezydent "is back"
Źródło zdjęć: © AKPA

02.04.2008 | aktual.: 26.11.2010 14:23

To drugie nawiasem mówiąc, jest praktyką o tyle zrozumiałą, że przeczytanie tekstu zawęża pole interpretacyjne, a tak można bełkotać całkowicie dowolnie. Dobra, ad rem. Otóż przewiduję, że wkrótce nieznacznie, ale jednak, pójdą do góry notowania prezydenta Kaczyńskiego. W całej serii pomyłek i błędów ze strony prezydenta i ludzi z jego kancelarii największy był ten popełniony przez człowieka spoza kancelarii.

Orędzie wygłoszone przez prezydenta i zilustrowane przez posła Kurskiego zdawało się być potwierdzeniem najgorszych opinii o głowie państwa i otoczenia głowy. W pięć minut udało się obrazić kanclerz Merkel, gejów, a przede wszystkim inteligencję Polaków. Całkiem nieźle. Ale w sytuacji naprawdę kryzysowej, gdy geje postanowili się spotkać z prezydentem, a pani kanclerz postanowiła się z nim nie spotykać, prezydent przeszedł do najpierw ostrożnej, a potem całkiem stanowczej kontrofensywy. Wyraził wolę kompromisu - plus.

Przekonał brata, że co za dużo w sprawie Traktatu Lizbońskiego, to niezdrowo - plus. Doprowadził do porozumienia z premierem - plus. Pochwalił premiera za porozumienie - plus. Pogratulował premierowi wystąpienia - plus. Nie karcił posłów PiS-u, którzy głosowali "nie", lecz starał się ich zrozumieć - plus. Całkiem niezwykła zmiana tonu, nastroju i przesłania.

Oto prezydent, którego nawet jego zwolennicy w momencie orędzia mieli prawo się wstydzić, dał pokaz Realpolitik, który nawet w oczach jego oponentów powinien zasłużyć na uznanie. Odpowiedzią na ofensywę uśmiechów premiera była ofensywa uśmiechów prezydenta. I, co warto zaznaczyć, prezydent nie uśmiechał się ani przez łzy, ani nie przebijał się jego uśmiech przez szczękościsk. Najkrócej mówiąc, prezydent "is back". Inna sprawa, że wcześniej jego back, czyli plecy, musiały się zderzyć ze ścianą.

Lech Kaczyński nie był więc ani obrażony, ani naburmuszony, ani upokorzony, choć był naprawdę blisko niezwykłego wprost upokorzenia. W dodatku jeśli będzie się uśmiechał dalej, to może zblednąć uśmiech premiera. Trzy tygodnie Polska zaabsorbowana była kuriozalną awanturą. Teraz może znowu spokojnie przyjrzeć się realnej pracy rządu. Co zauważy?

Bardzo niewiele, niestety. Uśmiechy mogą oczywiście kogoś razić, ale prawdę mówiąc, wolę w polskiej polityce pojedynek na uśmiech, niż gombrowiczowski pojedynek na miny. Twarzowe oczywiście, a nie wybuchowe.

Tomasz Lis specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)