Prezes na zagrodzie...
Różni byli ministrowie skarbu, nadzorujący przynajmniej teoretycznie, szefów PZU. Różni byli prezesi w tej firmie, a efekty działań niektórych z nich śmiało można porównać do skutków wielkiego pożaru Rzymu - komentuje w "Pulsie Biznesu" Kazimierz Krupa.
29.04.2003 06:13
Jego zdaniem, mimo to gmach PZU - w przenośni, a przede wszystkim dosłownie - jest coraz bardziej okazały. 200-letni Powszechny Zakład Ubezpieczeń rośnie w siłę, ludziom żyje się dostatnio, i tylko nie do końca wiadomo, co na to wszystko klienci dostojnego jubilata.
Można z tego wyciągnąć dwa zasadniczo różne wnioski: albo ci wszyscy kolejni prezesi byli tak słabi, że mimo usilnych starań, nawet zepsuć tego organizmu nie potrafili, albo jest on tak doskonały, że nic nie jest w stanie go uszkodzić. I w tym kontekście przychodzi jedynie prosta refleksja: co by się działo z tą firmą i jaką miałaby dzisiaj pozycję, gdyby nie wszystkie te usilne starania przez lata - pisze komentator dziennika.