W poniedziałkowym wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" świadek Miller był łaskaw zauważyć, że "fetowanie ludzi związanych z SLD to chyba naturalny odruch. Oto nasz człowiek nie dał się, postawił się, to powód, by wyrazić mu słowa uznania". Skomentował w ten sposób pozytywne reakcje SLD na agresywne zachowanie Czarzastego przed sejmową komisją śledczą. Po środowych przesłuchaniach sam niewątpliwie zasłużył na uznanie w szeregach swojej partii.
Z grubsza biorąc świadkowie stający przed komisją zachowują się na dwa sposoby. Albo zasłaniają się niewiedzą ("ja o wszystkim dowiedziałem się z gazety") i niepamięcią, albo (tak jak Miller, Czarzasty i Kwiatkowski) przystępują do ataku. Usiłują udowodnić, że wszelkie oskarżenia, nawet tak "banalne" jak składanie fałszywych zeznań, to przejaw politycznej nagonki.
Ci pierwsi nie są pewni, co mogą, a czego nie wolno im powiedzieć. Dlatego wolą nic nie mówić. Ci drudzy wiedzą, że mogą powiedzieć wszystko, a i tak ujdzie im to płazem. Pierwsi należą do klasy politycznych wasali. Drudzy to właśnie "grupa trzymająca władzę".