PublicystykaPremier dobrze podstawiony

Premier dobrze podstawiony

To nieprawda, że premier Morawiecki się Prezesowi Kaczyńskiemu i innym osobom nie udał. Udał się, ale inaczej, niż sądziliście. Dowód dostaliśmy w poniedziałek

Premier dobrze podstawiony
Źródło zdjęć: © PAP | Radek Pietruszka
Jacek Żakowski

Tego chyba nie spodziewał się nikt. W setnym dniu urzędowania premiera Morawieckiego prokuratura ręcznie sterowana przez Zbigniewa Ziobrę odmówiła Antoniemu Macierewiczowi ścigania Tomasza Piątka, autora bestsellera „Macierewicz i jego tajemnice”. Niby nic, a znaczy wiele.

Formalnie przyczyną odmownej odpowiedzi na donos byłego ministra obrony jest to, że pomówienie, które Piątkowi zarzucał Macierewicz, powinno być ścigane z oskarżenia prywatnego. Ale prokurator mógł użyć innego przepisu - na przykład o lżeniu naczelnych organów. A tego nie zrobił. Dlaczego tego nie zrobił? Bo mógł! Dlaczego mógł? Bo już się Macierewicza nie boi. Nie tylko ten konkretny prokurator nie boi się już Macierewicza. Jego szef, Zbigniew Ziobro - też. I szef szefów - Jarosław Kaczyński - też. A dlaczego już się Macierewicza nie boją? Bo Macierewicz został zneutralizowany. Kto go zneutralizował? Prezes. A czym? (Raczej kim?) Mateuszem Morawieckim właśnie. Taka była pierwsza wielka misja nowego premiera. I ona się powiodła.

Nowy rybak na łowisku

Kiedy Mateusz Morawiecki zostawał premierem, powszechnie ulegliśmy złudzeniu, że ta nominacja zaczyna marsz PiS do politycznego centrum, gdzie roją się bezpańscy centrowi wyborcy. Rozczarowani Platformą, zażenowani Petru, znudzeni Lubnauer, bojący się Kukiza, wrodzy wszelkiej lewicy i czerwieniący się na samą myśl, że mogli by - jak kiedyś Leszek Kołakowski - głosować na PSL. Po prostu wymarzone łowisko dla Prezesa głodnego konstytucyjnej większości. Ale jednak nie całkiem idealne. Bo tych wyborców odpycha dziki radykalizm PiS. Zdawało się więc, że chodzi o to, by Morawiecki - w drogim garniturze, modnych okularach, z poprawnym angielskim i aurą światowca - zdobył centrowych wyborców symbolizując nowy, cywilizowany PiS. Ta analiza była prawidłowa, ale miała jeden słaby punkt. Hierarchię pilności. Bo dla Prezesa pilniejsza była operacja Antoni.

Operację Antoni, mającą usunąć Macierewicza ze sceny, a przynajmniej z jej centrum, Prezes prowadzi już dobrze ponad rok. Nie jest ona łatwa, bo Macierewicz głęboko zapuścił korzenie po prawej, radiomaryjnej stronie politycznej sceny i był depozytariuszem paru procent wyborczego poparcia. Prezes wiedział, że nie wolno mu tych paru procent stracić. A Macierewicz wiedział, że Prezes to wie, więc sobie pozwalał i brykał - na przykład z Misiewiczem. Dlatego Prezes musiał zastawić na Macierewicza pułapkę. Użył do tego Ziobry, który zarządził ekshumacje, żeby wykazać, że Macierewicz wprowadzał wszystkich w błąd i żadnego wybuchu nie było, skoro jego śladów nie znaleziono podczas ekshumacji. To uniemożliwiło Macierwiczowi napisanie bzdurnego raportu. I ośmieszyło go nawet w Radiu Maryja.

Wampiryzm ma swoją cenę

W miejsce osłabionego Macierewicza Prezes musiał kogoś podstawić. Wybór padł na Morawieckiego. Dlatego premier pierwszą oficjalną wizytę złożył u ojca dyrektora, a nie na warszawskiej giełdzie. I dlatego od kiedy jest premierem, Morawiecki musi robić co może, by przebić Macierewicza w pleceniu najskrajniejszych prawicowych głupstw - od zapowiedzi rechrystianizacji Europy, przez złożenie hołdu Brygadzie Świętokrzyskiej, po opowiadanie, że Polski nie było w 1968 r., więc to nie Polacy dokonali wtedy czystki etnicznej.

Idąc tym nurtem Morawiecki wysysa polityczną krew nie tylko z Macierewicza, ale też z Kukiza, który miał dotąd monopol na środowiska używające tzw. odzieży patriotycznej i maszerujące w Marszu Niepodległości. Zjazd Kukiza w sondażach między innymi z tego właśnie wynika, że część „patriotów” znalazła sobie nowego patrona w premierze. Podobny lub silniejszy sondażowy zjazd zanotowałby Macierewicz, gdyby sondaże badały jego wyborczą siłę.

Neutralizacja Macierewicza i osłabienie Kukiza to niewątpliwie największe sukcesy premiera Morawieckiego. I triumf Prezesa, który kolejny raz robi ze swojego niesfornego sojusznika wydmuszkę. Podobnie Kaczyński przerobił wcześniej Andrzeja Leppera i Romana Giertycha obu sprytnie pozbawiając zaplecza. Zapłacił jednak za to tracąc władzę. Wprawdzie przystawki zneutralizował, ale nie zdobył całego ich elektoratu, bo nie miał dla nich wystarczająco silnej i wiarygodnej personalnej ofert. Teraz ją ma, bo ma Morawieckiego, który doskonale gra rolę ultraprawicowego radykała.

Pozory potrafią zmylić

Mateusz Morawiecki ma też inny sukces, który może mieć długofalowe znaczenie. Niemal każdego dnia pokazuje bowiem, że ultra prawicowość nie musi iść w parze z dzikością ani z przaśnością. Macierewicz, Szyszko, Kukiz to jednak są dziwacy demonstrujący na wszelkie sposoby, że ultra prawicowość to odlot. Morawiecki udaje, że nie, bo gra normalnego eleganckiego pana z klasy średniej a mówi jak łysy z flarą na stadionie. To jest niezbity dowód, że nie trzeba rezygnować z dobrze zawiązanego krawata, by tak gadać, czyli być narodowcem. W ten sposób radiomaryjne prawe skrzydło PiS pozbywa się przykrej kibolskiej twarzy i otwiera sobie drogę do establishmentu. Dla Kaczyńskiego może to być bezcenne. Bo takie ksenofobiczne emocje ma spora część świata korporacyjnego, ale je skrywała, by się nie mieszać z odlotem. Morawiecki tę barierę usuwa. W ten sposób nie otwiera może drogi PiS do centrum, ale uruchamia jeden ze złogów biernego elektoratu. To może być równie cenne.

Trzecia istotna zasługa premiera Morawieckiego jest taka, że przypomniał nam wszystkim, iż nie jest ważne w jakim języku się mówi. Ważne jest, co się ma do powiedzenia. Nieważne jest, jak garnitur się nosi. Ważne jest, co ma się w głowie. Nie jest ważne, jakie w przeszłości pełniło się funkcje. Ważne jest, jak pełni się funkcję obecną. Dla nas wszystkich jest to ważna nauka i przestroga, by nie ulegać pozorom. Bo pozory mylą. Co do człowieka i co do celów, którym służy, lub które chce osiągnąć. Czasem bardzo mylą.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)