Pospolite zrzędzenie
Podobno liderzy mojej partii, czyli SLD,
zapowiedzieli pospolite ruszenie wszystkich sił lewicowych. Ku
wspólnej liście. Niech zakwitnie tysiąc kwiatów. Niech skupią się
wszyscy. I działkowcy, i feministki, i spółdzielcy. Bo jeśli w
najbliższych wyborach będą trzy konkurencyjne listy lewicowe, to
wszystkie trzy wprowadzą najwyżej 60 posłów. Jeśli będą już dwie,
to będzie powyżej osiemdziesięciu, a może nawet setka. Bez silnej
reprezentacji lewica nie zablokuje zmian w konstytucji
zapowiadanych przez PO i PiS. Zmian prowadzących do państwa
prokuratorsko-zamordystycznego - pisze felietonista "Trybuny".
Lista powinna być wspólna, o czym znów piszę i pewnie jeszcze nieraz napiszę. Wedle porządku alfabetycznego. Niech każdy z kandydatów, oprócz nazwiska, ma szyld aktualnej partii. Niech będzie to tym razem głosowanie na nazwiska. Niech wyborcy głosują głową, niech to oni zadecydują, komu już podziękować, a kto rokuje jeszcze nadzieje. Kto będzie nadawał się na dobrego posła opozycyjnego. Nieprzekupnego, niebojaźliwego, aktywnego. Przygotowanego merytorycznie do kontrolowania przyszłej prawicowej władzy. Zanim się postawi na danego kandydata, warto wcześniej wiedzieć, kim jest, czym się zasłużył - doradza "Trybuna".
Na razie listy takiej nie ma. Czyżby wszyscy czekali na inicjatywę prezydencką? Boję się, że wcześniej doczekam się przedterminowych wyborów niż takiej inicjatywy. A potem "państwa prawa i sprawiedliwości" wedle braci Kaczyńskich - zapowiada "Trybuna".