Posłowie myślą…
Rozpoczął się wreszcie proces Rywina. Przez kilka miesięcy media będą miały wspaniałą kość do ogryzania. Póki co, podgryzają Jaskiernię, który rzekomo miał przyjąć 10 milionów dolarów łapówki za wersję ustawy korzystną dla właścicieli salonów gier.
Wcześniej była afera starachowicka, lekowa itp. W tej sytuacji propozycja samorozwiązania się Sejmu jest jak najbardziej na miejscu. Mówi się, że Sejm jest odzwierciedleniem społeczeństwa. Jeżeli więc wśród szarej masy są złodzieje, bandyci i oszuści, to również odpowiedni procent nusi być wśród parlamentarzystów. Sęk w tym, że obecny parlament nijak nie chce zmieścić się w żadnych proporcjach. Ba, można powiedzieć, że nie ma ani jednej grupy zawodowej, wśród której byłby tak wysoki odsetek osób zamieszanych w różnorakie afery i szwindle.
To prawda, że sami ich wybraliśmy. Ale czy mieliśmy realny wpływ na tworzenie list kandydatów? Ordynacja wyborcza jest tak skonstruowana, że szanse na wejście do parlamentu mają niemal wyłącznie ludzie namaszczeni przez poszczególne partie. Cóż z tego, że trzeba zebrać ileś tam podpisów na listach poparcia, jeżeli na niektórych z nich figurowały dusze dawno już pokutujące za życie doczesne. Znane są też przypadki osób, które dopiero niedawno dowiedziały się, że kogoś popierały. Zatem nasz głos był często ograniczony wyborem między złym i jeszcze gorszym.
Jest rzeczą oczywistą, że Sejm sam z siebie nigdy się nie rozwiąże. Argumenty przeciw mogą padać różnorodne, ale będą to tylko frazesy. Prawdziwym powodem, tkwienia w fotelach sejmowych do końca kadencji jest stara maksyma o tym, że tylko głupiec podcina gałąź, na której siedzi.
A nasi posłowie, w swej znakomitej większości, potrafią myśleć… O sobie, oczywiście.