Ponad 200 narodowców zwolnionych do domów
200 narodowców z Obozu
Narodowo-Radykalnego (ONR) i Narodowego Odrodzenia Polski (NOP),
którzy zostali w sobotę zatrzymani we Wrocławiu podczas
nielegalnej pikiety, zostało już wypuszczonych do domów.
13.04.2008 | aktual.: 14.04.2008 12:30
Wszystkim postawiono zarzuty naruszenie przepisów ustawy o "Prawie o Zgromadzeniach Publicznych". Grozi im do 5 tys. grzywny.
Jak poinformował w niedzielę Wojciech Wybraniec z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu, mężczyźni byli dostarczani w sobotę na wrocławskie komendy, przesłuchiwani i zwalniani po postawieniu im zarzutów. Choć policja woziła narodowców małymi i dużymi wozami policyjnymi tzw. więźniarkami oraz wozami straży miejskiej, cała akcja trwała kilka godzin i zakończyła się w sobotę ok. 20.00. Natomiast przesłuchania trwały do późnych godzin nocnych.
Musieliśmy wszystko dobrze zorganizować, żeby dla zatrzymanych znaleźć miejsce na wrocławskich komisariatach. Wszyscy usłyszeli zarzuty i odpowiedzą za złamanie prawa o zgromadzeniach publicznych - mówił Wybraniec. Dodał, że większość zachowywała się spokojnie i nie stwarzała problemów.
Wciąż natomiast nie postawiono zarzutów pięciu mężczyznom, którzy przed sobotnią pikietą narodowców pobili członka ONR przed jednym z centrów handlowych we Wrocławiu. ONR-owiec twierdzi, że pobili go antyfaszyści, którzy zorganizowali we Wrocławiu kontrmanifestację. Tym pięciu mężczyznom prokuratura prawdopodobnie postawi zarzuty dopiero w poniedziałek.
Narodowcy z całej Polski spotkali się w sobotę we Wrocławiu, aby - jak twierdzili - uczcić ofiary Katynia. Członkowie ONR i NOP zamierzali przejść spod Pomnika bpa Bolesława Kominka na Ostrowie Tumskim ulicami Wrocławia i dotrzeć na Rynek. W sumie zgromadziło się ich ponad 200.
Pod pomnik przyszło również ok. 20 antyfaszystów, członków stowarzyszeń przeciwko homofobii i innych "ugrupowań wolnościowych", którzy z kolei chcieli przeszkodzić - jak mówili - faszystom w głoszeniu ich ksenofobicznych poglądów. Do starcia przeciwników nie doszło dzięki interwencji policji i zamknięciu jednych i drugich w oddzielnych kordonach policyjnych. Wkrótce antyfaszyści rozeszli się.
Obecny na miejscu dyrektor jednego z wydziałów wrocławskiego urzędu miejskiego zapowiedział narodowcom przed rozpoczęciem manifestacji, że jeśli będzie ona przebiegać niezgodnie z pierwotnymi założeniami, zostanie uznana za nielegalną. Pięć minut po rozpoczęciu, dyrektor uznał pikietę za nielegalną zaś policja wezwała narodowców do rozejścia się. Ci jednak nie posłuchali i próbowali przejść ulicami miasta.
Zdołali przejść kilkaset metrów, gdy ponownie zostali otoczeni przez kordon policji, z którego się nie wydostali.