Połykam łzy Boga
O płaczu, osiemnastce Jana Pawła II i nowych męczennikach z o. Danielem Ange rozmawia Marcin Jakimowicz
07.10.2005 | aktual.: 07.10.2005 11:56
Marcin Jakimowicz: Bardzo mocno przyciska Ojciec do piersi krzyż. Świat zakrzyknie: to absurd! Od krzyża trzeba przecież uciekać, przytulenie się do niego to szaleństwo.
O. Daniel Ange: – Uściskać krzyż, przytulić się do niego, to jak kąpać się w źródle miłości, zanurzyć się w sercu Jezusa. Krzyż jest dla mnie znakiem maksymalnej miłości. Całe moje życie wypływa z tej miłości.
Na wielkim koncercie wołał Ojciec do setek słuchaczy: Jan Paweł II jest tu z nami obecny. Czy to nie jedynie piękna metafora?
– Nie! On dopiero teraz zaczyna swoją misję. Jak mała Tereska, która zaczęła podróż po świecie dopiero wtedy, gdy poszła do nieba. Skończyło się wielkie cierpienie Jana Pawła, jego ograniczenie przez czas. On nie mógł być wszędzie, a teraz nie ma już żadnych barier.
Czy płakał Ojciec po jego śmierci?
– Tak. Ale były to łzy smutku zmieszanego z radością. Nie tęsknotą, ale radością. Bo kiedy on jest w niebie, jestem bliżej niego, niż gdy był w Watykanie. Usiadłem i odetchnąłem. On nie jest już ograniczony schorowanym osiemdziesięcioczteroletnim ciałem, ale żyje w tej swojej wiecznej „osiemnastce”!
Mała Tereska odwiedziła ostatnio Polskę. Kiedy Ojciec zakochał się w tej Świętej?
– W czasie moich rekolekcji przed ślubami. Bardzo, bardzo mnie poruszyła prostotą małego dziecka, radością, uśmiechem mimo wielkiego cierpienia.
Właśnie... Ludzie odwiedzający sparaliżowaną Martę Robin zapamiętali jej uśmiech. Cierpiąca Teresa pisze o radości. Przecież to paradoks!
– Tak. Tu dopiero widzi się, że radość jest darem Bożym. Radość musimy zdobywać. To owoc walki, wojny. Jezus mówi o radości, której nikt nie będzie mógł nam odebrać. Nikt nie będzie mógł jej zabrać, bo to Jego bezinteresowny dar.
Czy spotkał kiedyś Ojciec Martę Robin?
– Tak, trzy razy. Ciekawe, że o nią pytasz, bo właśnie przed chwilką myślałem o Marcie. Dziś jest dzień, w którym Franciszek otrzymał stygmaty. Marta też była stygmatyczką. Wiem, że wiele dla mnie wymodliła.
Już przed II wojną światową zapowiadała nadejście wielkiej Pięćdziesiątnicy miłości. Już nadeszła, czy wciąż mamy czekać?
– Nadeszła. Jesteśmy w pełni Pięćdziesiątnicy. Cały pontyfikat Jana Pawła II był wielkim zstąpieniem Ducha Świętego na świat. Pięćdziesiątnica trwa nadal, jest owocem męczeństwa tysięcy świadków naszych czasów: męczenników faszyzmu, komunizmu. To oni są źródłem tak wielkiego wylania Ducha na lud Boży. Męczennicy są otwartym sercem Jezusa, przez które wypływają na nas potoki łaski. Ci, którzy prześladują Kościół i próbują go zniszczyć, nie zdają sobie sprawy, że im bardziej go tłamszą i niszczą, tym mocniej wybucha on łaskami Ducha. Jesteśmy w pełni Pięćdziesiątnicy miłości, której ceną było męczeństwo wielu ludzi. Na przykład Marty, Jana Pawła, mojego przyjaciela brata Rogera...
Jezus powiedział Faustynie niezwykle zagadkowe słowa: „Stąd wyjdzie iskra, która przygotuje świat na moje ostateczne przyjście”...
– Taaak. Myślę, że Bóg opowiadał wtedy siostrze Faustynie o Janie Pawle II. On zapalił cały świat.
A czy odczuwamy już bóle porodowe przed powtórnym nadejściem Jezusa?
– Pan Bóg wyraźnie powiedział, że nie będziemy o tym wiedzieli. Ale żyjemy w czasach ostatecznych, bez wątpienia. Widzimy, że na naszych oczach kończy się pewien świat. Europa jest statkiem, który tonie: zalewa ją tsunami pogaństwa, ginie też ekonomicznie. Za kilka lat będzie tu piekło. Odpowiedź chrześcijanina musi być dziś wyraźna: jest prawda, za którą warto oddać życie. Co kultura Zachodu proponuje młodemu człowiekowi? Namiastkę, erzac. W Kanadzie wybudowano wielką szkołę, położoną w lesie nad pięknym wielkim jeziorem. Ale ta szkoła nie ma żadnego okna – taki architektoniczny wymysł. I młodzi siedzą przez całe godziny przy sztucznym świetle. To symbol kultury Zachodu: jakiejś słabej namiastki prawdy i szczęścia. A młodzi potrzebują prawdziwego światła, chcą zaspokoić pragnienie nieskończoności. Chrześcijaństwo ma do zaoferowania prawdę. Dlatego do staruszka brata Rogera przyjeżdżały setki tysięcy, do Jana Pawła czy Benedykta XVI miliony. Wiem, co mówię, właśnie wracam ze spotkania w Kolonii...
Jak zanurzony w hip-hopie chorujący na nudę chłopak z szarego bloku może otworzyć się na Bożą radość?
– Wystarczy, że poprosi. Codzienna modlitwa da mu coś niezwykłego: bliską relację z samym Jezusem. I odtąd codziennie uczyć się będzie tej wymiany, dialogu, bliskości, osobistego spotkania.
Powiedział Ojciec młodym: Jeśli klękniesz dziś wieczorem przy swoim łóżku i poprosisz o to, by Pan objawił ci swą miłość, to On natychmiast odpowie. Skąd ta pewność? A może Pan Bóg odpowie za dwa tygodnie albo za rok?
– Wierzę, że odpowie natychmiast! Jezus to jest Jezus. Kiedy ktoś robi w Jego stronę mały krok, to On jest bardzo poruszony, wzruszony. I nie może nie odpowiedzieć! To nie tylko piękne słowa, to moje konkretne doświadczenie.
„Krzyk ludzi przeszywa serce Boga”, „Bóg wzrusza się, jest rozdarty” – to niezwykłe słowa. Rasowy teolog nigdy tak nie powie...
– Bóg ma serce matki. A serce matki nigdy nie jest obojętne na cierpienie dziecka. Więcej: serce matki to jest nic, nic, nic w porównaniu z sercem Boga! Skoro matka jest poruszona, to o ileż bardziej Bóg! Miliony razy więcej! On nie jest odwrócony plecami, to człowiek odwraca się plecami do Stwórcy, pozostawia Boga na cmentarzu i traktuje Go jak osobę zmarłą. A to już początek piekła. Istnienie nie ma już wtedy żadnego sensu. Mocno dotknąłem tego w swoim życiu. Kiedy byłem mały, marzyłem o tym, by być dyrygentem, by rozprzestrzeniać radość przez muzykę. Gdy miałem 12 lat, Jezus przyszedł, by zawołać mnie po imieniu, i teraz jestem dyrygentem, ale na inny sposób: w Małej Szkole Ewangelizacji, gdzie młodzi z 50 krajów świata uczą się żyć razem w miłości, jak orkiestra, która gra jedną wielką symfonię. Przez 12 lat mieszkałem w Rwandzie, a gdy potem wróciłem do Europy, byłem wstrząśnięty. Spotkałem tysiące ludzi, którzy nosili wirusa rozpaczy. I nie mogłem wytrzymać, gdy widziałem, że choć jeden człowiek mojego
pokolenia popełniał samobójstwo! Nie mogłem już żyć w dotychczasowym szczęściu. Czułem, że jeżeli nie podzielę się tym światłem, utracę je! Jak mała świeca przykryta blaszanym pudłem. I zamieszkałem w małej pustelni wysoko w Alpach. Żyłem tam siedem lat. Gorąco modliłem się do Jezusa: czego pragniesz ode mnie? Co mam uczynić dla tych młodych ludzi? Jak sprawić, by ten prąd miłości i światła popłynął dalej: do wszystkich dyskotek, sex shopów, gdzie miłość jest niszczona? I pewnego dnia usłyszałem wyraźnie, że krzyk młodych przeszywa serce Boga. Usłyszałem wielkie wołanie S.O.S.! Zszedłem z gór. Wybiegłem do młodych. Nie boi się ich Ojciec?
– A dlaczego miałbym się bać?
Bo podobno młodzież jest coraz gorsza...
– Za ich ironią i agresją jest wielkie oczekiwanie, ubóstwo, słabość. Trzeba prosić Jezusa, aby otwierał ich serca, by nie bali się okazania prawdziwych uczuć.
Chłopaki podobno nie płaczą...
– To mit. Dorosły mężczyzna twardnieje, zakłada maski, obawia się pokazać swe prawdziwe wnętrze. Broni się i dlatego jest w nim wiele agresji...
A Ojciec czasami płacze?
– Hmm. Nawet Jan Paweł II płakał. Jezus Chrystus płakał! Łzy to dar Ducha Świętego. To charyzmat. W czasie Mszy świętej wlewa się wodę do kielicha, by pamiętać o łzach Jezusa. W kielichu łzy Jezusa mieszają się z Jego krwią. I w czasie Komunii przyjmujesz też łzy Boga! Nieustannie mówi Ojciec o męczennikach. A czy sam Ojciec jest przygotowany na męczeństwo? – Nikt nie jest na nie przygotowany, nie da się na nie przygotować. Ale jestem gotowy, choć po ludzku boję się śmierci. Ale też wierzę, że będzie to przejście do mego kochanego Ojca. Wszyscy kapłani powinni być gotowi na oddanie życia za Ewangelię.
To mocne słowa dla rozleniwionych polskich katolików.
– Widzę wyraźnie, że nadchodzi era nowych męczenników. I to nie tylko w krajach islamu. Pamiętam, jak odwiedzałem kościoły rumuńskie, gdzie kapłani oddawali za wiarę swe życie. Czułem się jak niegodny pielgrzym. Widziałem, jak chciano zabić Chrystusa, przebijając Jego ciało. Zaczyna się czas oczyszczenia: wielu księży będzie prześladowanych, wsadzanych do więzień na przykład dlatego, że powiedzą, iż homoseksualizm jest sprzeczny z duchem Ewangelii. Nadchodzi era męczenników.
o. Daniel Ange
– członek benedyktyńskiej wspólnoty Matki Bożej Ubogich. Siedem lat spędził jako pustelnik w szałasie w Alpach. Na początku lat 80. opuścił pustelnię i przyjął święcenia kapłańskie. Stara się dotrzeć do ludzi najbardziej oddalonych od Boga. W 1984 r. założył międzynarodową szkołę modlitwy i ewangelizacji „Młodzi-Światło” („Jeunesse-Lumiere”). Autor wielu książek, m.in.: „Zraniony Pasterz”, „Twoje ciało stworzone do miłości”.
Żyjemy w czasach ostatecznych, bez wątpienia. Widzimy, że na naszych oczach kończy się pewien świat. Europa jest statkiem, który tonie, zalewa ją tsunami pogaństwa, ginie też ekonomicznie. Za kilka lat będzie tu piekło. Odpowiedź chrześcijanina musi być dziś wyraźna: jest prawda, za którą warto oddać życie. Nadchodzi era nowych męczenników.