Północnokoreański dowcip o Bushu
Gdyby w Korei Północnej ktoś zakpił sobie z tamtejszego przywódcy, groziłoby my dosłownie, że "umrze ze śmiechu", kpiny z prezydenta USA najwyraźniej nie są traktowane z tak śmiertelną powagą.
Podczas rozmów przedstawicieli sił zbrojnych obu Korei, północnokoreański generał Kim Jong Czol zaryzykował dowcip o George'u W. Bushu - informuje Reuter.
Czytałem ostatnio w Internecie dowcip polityczny pod tytułem "Uratować prezydenta" - obwieścił generał, po czym opowiedział historię "z brodą" o Bushu, który - zaaferowany sprawami międzynarodowymi - podczas porannego joggingu nie zauważył nadjeżdżającego samochodu.
Grupa uczniów w ostatniej chwili ściągnęła prezydenta z jezdni, ratując mu życie. Wdzięczny Bush pyta ich, jakiej chcieliby nagrody.
Chcemy, żeby zarezerwowano nam miejsca na arlingtońskim Cmentarzu Narodowym - mówią dzieci.
Dlaczego - pyta zdziwiony Bush.
Bo rodzice na pewno nas pozabijają, kiedy dowiedzą się, co zrobiliśmy - odpowiadają uczniowie.
Południowokoreańscy generałowie nie bardzo wiedzieli podobno, jak zareagować, przywykli raczej do tego, że w odniesieniu do Stanów Zjednoczonych ich koledzy z Północy nie okazują poczucia humoru.