Poligamia zamiast zdrady
W krajach Europy Zachodniej, w Szwecji, Holandii, Belgii rozpoczyna się dyskusja nad prawnym zalegalizowaniem poligamii. Bo skoro w niektórych państwach dopuszcza się możliwość związków homoseksualnych (rozumianych jako pełnoprawne małżeństwa), przyznaje się im prawo do posiadania potomstwa, to dlaczego nie dać takiego prawa związkom poligamicznym? Pytanie tylko, jak silne okażą się teraz naleciałości kulturowe?
Zdaniem naukowców, w Europie dotąd brakowało uzasadnienia społecznego dla poligamii. - Ale już od lat obserwuje się pewien kierunek zmian. Gwałtownie spada dzietność. I to w krajach, np. we Włoszech, Francji, które dotąd uchodziły za ostoję tradycyjnego modelu rodziny, wielopokoleniowej, z gromadą dzieci - mówi prof. Zbigniew Drozdowicz, filozof i kulturoznawca. - Nie ma, jak jeszcze jakiś czas temu, jednego, wspólnego dla całej Europy modelu rodziny. Taka sytuacja sprzyja związkom poligamicznym.
A stąd już tylko krok do stwierdzenia, że w krajach postępowej Europy wcześniej czy później będzie musiało dojść do legalizacji poligamii. Bo skoro coraz częściej zgadzamy się na związki homo- i biseksualne, to czemu przekreślać poligamię? Szczególnie gdy obie strony są za... - Usunięcie prawnego zakazu bigamii znacznie uzdrowiłoby sytuację, zmniejszyło poziom hipokryzji. Tym bardziej że zdaniem seksuologów, co czwarta żona i co trzeci mąż zdradzają współmałżonków - dodaje dr Bogusław Pawłowski, biolog i antropolog. - Takie rozwiązanie byłoby też dobre dla dzieci, które po rozwodzie rodziców nie byłyby pozbawiane ojca. Miałyby ciocię, czyli drugą żonę tatusia.
Prof. Lechosław Gapik, psycholog i seksuolog, jest zdania, że legalizacja związków poligamicznych w Polsce znalazłaby zwolenników, bo w każdym społeczeństwie znajdą się ludzie szukający w życiu oryginalności. - Jednak Polacy wyrastają w tradycji głęboko ugruntowanej religią chrześcijańską. A ta traktuje małżeństwo wyłącznie jako związek jednej kobiety i jednego mężczyzny. Dyskusja na temat legalizacji poligamii ma więc podobny wydźwięk co dyskusja na temat związków homoseksualnych - mówi. I zaraz dodaje: - Jestem za tym, aby istniał odpowiedni zapis prawny regulujący stałe związki erotyczne niezależnie od płci i liczby osób je tworzących. Ale nie nazywajmy tego zaraz małżeństwem, bo ta nazwa w naszej kulturze jest zarezerwowana dla tradycyjnego związku kobiety i mężczyzny. Raczej chodziłoby tu o uregulowanie alimentacyjne, opiekuńcze, spadkowe itp. A do takiego uregulowania nie ma co podchodzić ze świętym oburzeniem, bo służyłoby tylko lepszemu porządkowaniu relacji międzyludzkich.
Z natury poligamiści
- Dążenie do prawnego uregulowania poligamii nie ma sensu. Ludzie od zawsze się zdradzali i będą zdradzać. Ale to nie jest dostateczny argument za. Poza tym ze skokiem w bok mało kto się już kryje - przekonuje z kolei Zbigniew Liber, ginekolog. - Obecny problem społeczny to raczej monogamia okresowa. Wzorem Hollywood ludzie się pobierają, rozwodzą, znowu pobierają i znowu rozwodzą. I wszystko w zastraszającym tempie. Zarabiają na tym tylko adwokaci. - Polskie społeczeństwo może tolerować skoki w bok i romansy biurowe, ale żeby miało się zgodzić na zalegalizowanie poligamii? Wątpię! - dodaje dr Marek Marcyniak, seksuolog. - Poza tym kogo byłoby na to stać? Owszem, jesteśmy z natury poligamistami i olbrzymim marnotrawstwem z punktu widzenia genetyki jest współżycie mężczyzny z tylko jedną kobietą. Ale nawet gdyby dać Polakom takie prawo, wątpię, czy chcieliby z niego korzystać. Takich wątpliwości nie ma natomiast Bogusław Pawłowski: - Człowiek w swej naturze jest umiarkowanie poligamiczny. Ale jest tu konflikt
płci. Bo mężczyźni w większości chcą mieć więcej partnerek, a kobiety jednego partnera. Nawet jest takie powiedzenie, że mężczyźni chcą jednej rzeczy od wielu kobiet, a kobiety wielu rzeczy od jednego mężczyzny - przekonuje. Jego zdaniem, za poligamią przemawia biologia. Tyle że na biologię zakłada się gorset kultury. Mężczyźni oglądają się za młodszymi partnerkami, podświadomie szukając ewentualnej matki dla swoich przyszłych dzieci. I niczego nie zmienia fakt, że mogą mieć już od lat wspaniałą żonę, którą szczerze kochają. Z punktu widzenia kobiet sprawa wygląda nieco inaczej. U kobiet wiek reprodukcyjny kończy się stosunkowo szybko. I dlatego, pełne obaw, dążą do utrzymania jak najdłużej swojego dotychczasowego związku w nienaruszonej formie. Zwłaszcza że badania socjologiczne na świecie pokazały, że prawdopodobieństwo rozpadu rodziny jest bezpośrednio związane z liczbą posiadanych dzieci. Im ich więcej, tym mniej zdrad. Gdy nie ma dzieci, prawdopodobieństwo zdrady wzrasta do prawie 40%. Jeżeli w rodzinie
jest wiele dzieci, to znaczy, że z biologicznego punktu widzenia rodzina się realizuje. Nowa partnerka nie jest więc potrzebna, ryzyko poligamii spada.
Poligamia, w odróżnieniu od monogamii, oznacza związek małżeński z wieloma osobami. Wśród jej form wyróżniamy poligynię (wielożeństwo) - małżeństwo mężczyzny z kilkoma kobietami oraz poliandrię (wielomęstwo) - małżeństwo kobiety z kilkoma mężczyznami. Ta druga forma była znacznie rzadsza, dlatego potocznie przyjęło się rozumienie poligamii jako wielożeństwa.
Paulina Nowosielska
Całość artykułu w aktualnym numerze "Przeglądu"