Policjant pobił restauratora
Jak tylko weszli do tawerny od razu czułem, że będą kłopoty - opowiada Ireneusz Szydłowski właściciel Tawerny Dominikańskiej. Wyraźnie już pijani policjanci zamówili do stolika dwie butelki wódki. - Widziałem w jakim są stanie i natychmiast pouczyłem personel, żeby nie sprzedawać im żadnego alkoholu - mówi Ireneusz Szydłowski.
26.07.2005 | aktual.: 26.07.2005 18:26
Odmowa wyraźnie rozwścieczyła policjantów. "Nie chcesz k... moich pieniędzy?" z takimi słowami do właściciela lokalu podszedł jeden z nich. - Zaraz potem uderzył mnie otwartą dłonią w głowę - opowiada pan Szydłowski. Za pobitym restauratorem ujęła się stojąca wtedy za barem jego żona. - Kazałam mu się wynosić - mówi Agnieszka Szydłowska. - Wtedy on powiedział do mnie - "Zamknij się, ty stara k...".
Pozostali funkcjonariusze chwycili awanturnika pod ręce i wyprowadzili z lokalu. Jeszcze wychodząc wulgarnie obrażał właścicieli i obsługę tawerny. Całe zdarzenie miało miejsce na oczach wystraszonych klientów. - Jedna cudzoziemka natychmiast zapłaciła rachunek i wyszła - mówi właściciel restauracji. Ireneusz Szydłowski twierdzi, iż miał świadomość, że awanturnicy to policjanci z CBŚ.
Dlatego m. in. zakazał ochronie interweniować w tej sprawie. - Bałem się, że mogę odpowiadać za napaść na funkcjonariusza. Wiedziałem kim oni są, bo jakieś dwa lata temu dwaj z nich już u mnie byli - mówi Szydłowski. Po wyprowadzeniu awanturnika właściciel lokalu natychmiast powiadomił policję. W restauracji policjanci z prewencji zastali jeszcze jednego z funkcjonariuszy CBŚ.
Pozostałych, mimo poszukiwań na ulicach Gdańska, nie udało się zatrzymać. - W tej sprawie przyjęliśmy zawiadomienie od poszkodowanego i materiały przesłaliśmy już do prokuratury - powiedziała Gabriela Sikora, rzecznik prasowy pomorskiej policji. Próbowaliśmy się wczoraj skontaktować z najbardziej agresywnym z czwórki policjantów. Niestety, jego telefon komórkowy milczał.
Grzegorz Jankowski