Policja śpi, bandyci grasują
Przychodzą nocą, brutalnie wdzierają się do domów, potem znęcają się nad domownikami. Żądają pieniędzy. Żeby dopiąć swego, nie zawahają się przed niczym. W naszym regionie od roku grasują bezwzględni bandyci. Policja jest bezradna, sprawcy wciąż pozostają bezkarni. Napadów było już 13. Niewykluczone, że szykują się do następnego napadu. Znów zagrają policji na nosie.
Oprawcy w kominiarkach
Ostatnia napaść miała miejsce w środę 14 bm. w Beszycach niedaleko Sandomierza. Ofiarą padło starsze, samotnie mieszkające małżeństwo. - Już przysypiałem, było koło 1 w nocy, gdy nagle rozległ się łomot. Zanim się zdążyłem poderwać, do pokoju wpadło dwóch bandziorów w kominiarkach. Rzucili się na mnie i zaczęli bić. Tłukli mnie jakimiś metalowymi prętami. Wołałem "nie bijcie, oddam pieniądze", ale nie przestawali – opowiada Stanisław Derlaga z Beszyc. – Potem skuli mnie kajdankami i zajęli się żoną.
Krystyna Derlaga spała w drugim pomieszczeniu. Słysząc hałas wybiegła do sieni domu. Tam zaatakował ją bandyta. Kobieta nie przestraszyła się, prawie udało się jej zerwać napastnikowi kominiarkę. Wtedy przyskoczył drugi bandzior.
- Zaczęli mnie bić prętami po całym ciele. Potem zawlekli do pokoju i skuli ręce z tyłu kajdankami. Tak mocno, że mi popękała skóra. Bili w głowę, kopali, potem dusili – pani Krystyna mówi z trudem.
Ucieczka po życie
Katowanie małżonków trwało ponad godzinę. Bicia nie powstrzymało nawet to, że pan Stanisław oddał bandytom wszystkie pieniądze. - Chciałem ratować życie swoje i żony. Oddałem im wszystko, rentę i pieniądze, jakie miałem ze sprzedaży truskawek. W euro i w złotówkach to było około 20 tys. zł. Ale i tak bili dalej. Potem zaczęli plądrować dom. Niszczyli meble, zwijali dywany. Wtedy udało mi się uciec – mówi pan Stanisław. – Bałem się, że przed domem czeka jakiś bandzior na czatach, uciekałem polami. Ze skutymi na plecach rękami, w samych slipach, na bosaka.
Ucieczka mężczyzny spłoszyła bandytów. Uszli w nieznanym kierunku, zanim zaalarmowani przez Stanisława Derlagę sąsiedzi i kuzyni dotarli do zabudowań, w których doszło do napadu.
- W ostatnim momencie przyszła pomoc. Już się dusiłam. Miałam usta zaklejone taśmą, krew zalewała mi gardło, jeszcze chwila, a przestałabym oddychać – wspomina koszmarną noc pani Krystyna.
"Weseli" policjanci
Na miejscu szybko zjawiła się policja i pogotowie ratunkowe. Ciężko pobitych małżonków przewieziono do sandomierskiego szpitala. Policja zabezpieczyła ślady. I to wszystko.
- Znalazłem w zbożu za domem wydeptane miejsce, gdzie bandyci czekali. Pokazałem je policjantom. Dałem im też kawałki zatrutej kaszanki, którą pozabijali psy w zabudowaniu brata i u sąsiadów – mówi Zygmunt Derlaga, brat napadniętego. – Ale ci policjanci, to sobie za przeproszeniem jaja robili. Jestem starszym człowiekiem, mieszkam w Tarnobrzegu, przyjechałem do Beszyc po napadzie. Gdy powiedziałem, że się boję sam zostać w domu, bo przecież bandziory mogą wrócić, to mi ze śmiechem zaczęli mówić, że "jak mnie zabiją, to żebym zadzwonił".
Bezradni śledczy
Napad w Beszycach był już trzynastym tego typu przestępstwem popełnionym na terenie dawnego województwa tarnobrzeskiego w ciągu ostatnich 12 miesięcy. W większości przypadków sprawcy działali w bardzo podobny sposób. Trudno się oprzeć wrażeniu, że mamy do czynienia z tymi samymi bandytami. Nie dla policjantów jednak.
Jeszcze nie tak dawno zarówno podkarpaccy, jak i świętokrzyscy stróże prawa, rękami i nogami bronili się przed łączeniem napaści, do których dochodzi na ich terenie. Co najwyżej "nie wykluczali związków". Być może jest to "zasłona dymna", aby zmylić bandytów, ale brak efektu śledztw oraz fakt, że bandyci ciągle przebywają na wolności i dokonują nowych napadów, świadczy o czymś innym – o bezradności organów ścigania.
Eskalacja przemocy
Napady dokonywane na terenie naszego regionu stają się coraz brutalniejsze. Bezkarni przestępcy posuwają się coraz dalej. W Dębianach koło Sandomierza jednej z ofiar połamali ręce. We wrześniu ub. roku, w Staszowie, nie zawahali się przystawić pistoletu do głowy 4-letniej dziewczynki, aby zmusić rodziców od oddania pieniędzy. W Majdanie Królewskim skatowali właściciela zakładu pogrzebowego. Obrażenia, stres jaki przeżył, spowodowały u niego przyspieszenie choroby, w efekcie czego mężczyzna zmarł.
Teraz, w Beszowej, tylko cudem przeżyła żona właściciela domu. Jak wiele ludzkiego cierpienia i dramatów potrzeba, żeby organa ścigania zaczęły poważnie traktować sprawę?
PIOTR WELANYK
Na terenie byłego województwa tarnobrzeskiego miała już w przeszłości miejsce podobna seria napaści na domy. Wtedy również przestępcy z napadu na napad stawali się coraz bardziej brutalni. Zakończyło się to w końcu tragedią. W jednym z domów w Nisku przestępcy zastrzelili starsza kobietę i ciężko ranili jej męża. Podczas procesu udowodniono im 8 napadów. Jeden z mężczyzn został skazany na dożywocie, drugi na 15 lat pozbawienia wolności.