Pistolet kalibru 9 mm w mieszkaniu "Grafa" znaleźli policjanci z Centralnego Biura Śledczego. Nie byliśmy zaskoczeni, że ma broń. W końcu przyjechaliśmy po bandytę związanego z mafią pruszkowską - mówi oficer Komendy Głównej Policji. Zdziwili się dopiero, gdy Janusz G. roześmiał się i oświadczył, że pistolet ma legalnie.
Muszę to potwierdzić: pozwolenie zostało wydane wiosną 2004 r. Pod dokumentami podpisał się ówczesny komendant stołecznej policji generał Ryszard Siewierski - wyjaśnia rzecznik stołecznej policji podinspektor Mariusz Sokołowski. Dziś sam Siewierski, który od tamtej pory awansował na stanowisko zastępcy komendanta głównego, twierdzi, że niczego nie pamięta.
Gazeta ustaliła, że w dokumentach Janusza G. nie było żadnej wzmianki o jego związkach ze światem przestępczym. Była jedynie adnotacja, że w konflikt z prawem wszedł na początku lat 70. Ten wyrok uległ zatarciu, więc nie mógł być przesłanką do odrzucenia wniosku o wydanie pozwolenia - mówi jeden z rozmówców gazety.
Fakt, by w chwili wdawania pozwolenia na broń o "Grafie" nic nie wiedzieli policjanci z wydziału kryminalnego i przestępczości gospodarczej stołecznej policji, wydaje się - według "Dziennika" - mało prawdopodobny. Policja nie miała żadnej informacji o kasjerze mafii pruszkowskiej? To nawet nie jest śmieszne, to niepokojące. Można jedynie podejrzewać najgorsze. To znaczy, można podejrzewać sprzedawanie informacji gangsterom o tym, co robi w ich sprawie policja - komentuje rozmówca gazety z KGP. (PAP)