Polak zginął na Spitsbergenie
Polski polarnik Jacek Karaś zginął podczas
samotnej wyprawy pontonem w zachodniej części Spitsbergenu -
podały norweskie władze wyspy. Mężczyzna z nieznanych
przyczyn wypadł z łodzi i zmarł w następstwie wychłodzenia.
10.08.2005 | aktual.: 10.08.2005 16:28
Podróżnik wypłynął samotnie pontonem w nocy z wtorku na środę, prawdopodobnie na kilkogodzinną wyprawę. Gdy nie wrócił do domu, zaalarmowane straż przybrzeżna i służby ratownicze rozpoczęły poszukiwania. Ciało 33-letniego podróżnika znalazły rano norweska straż przybrzeżna nieopodal miejscowości Longyearbyen, gdzie Karaś mieszkał z żoną.
Z nieznanych dotąd przyczyn Polak wypadł z pontonu w okolicach przylądka Kapp Wijk. Pomimo że był ubrany w specjalny kombinezon ocieplający, używany przez marynarzy, zmarł w wyniku zbyt długiego przebywania w wodzie - powiedział inspektor Rune B. Hansen. Policja norweska bada, czy wypadek nastąpił na skutek awarii łodzi, czy też z powodu przewrócenia pontonu przez wysoką morską falę.
Karaś nie był członkiem Polskiej Stacji Polarnej na Spitsbergenie ani też innej placówki naukowej. Od dwóch lat mieszkał i pracował na Spitsbergenie z żoną Karoliną. Oboje zajmowali się organizowaniem dla turystów wypraw psimi zaprzęgami.
W kręgu polarników Jacek Karaś słynął jako miłośnik psów zaprzęgowych. Razem z Rafałem Świętoniowskim zorganizował wyprawę zaprzęgami wokół Spitsbergenu, za którą w 2002 r. zostali uhonorowani KOLOSEM - nagrodą dziennikarzy za najciekawsze polskie dokonanie podróżnicze roku.